Image
Image
Image
Image

Pustynny ślizg

Pustynny ślizg

SANDBOARDING

Potrzebą matką wynalazków. Nie można jeździć na nartach lub desce na pustyni? Nie prawda, bo można! Potrzebne są jedynie strome piaszczyste wydmy.





Na pustyni narty mogą się przydać, choć bardziej popularne są deski. Snowboardami jednak trudno je nazwać, bo przecież mówimy o warunkach kiedy "snow" czyli "śnieg" zastępujemy przez "sand" czyli "piasek". Jednym słowem zjazdy na takim sprzęcie to sandboarding.

 
Deska nie jedno ma imię


Czy można jeździć na autentycznej desce snowboardowej po piachu? Na upartego tak, choć spece sandboardowi przekonują, że to jednak trochę co innego, ze względu na inne (mniejsze) szybkości spowodowane większym tarciem. Z drugiej strony prawda jest taka, że i tak w wielu pustynnych wypożyczalniach dostaniemy właśnie typowe "snow"boardy, które wysłużone w śniegu zostały przekazane na "dożynki" na piachu. Oczywiście lepiej nie wykorzystywać sprzętu w drugą stronę, czyli po jeździe na piasku zabierać go na śnieg.

Przy pierwszych w życiu zjazdach na wydmach, sprzęt nie będzie miał większego znaczenia - będziemy tak podekscytowani samym faktem zsuwania się, że pewnie nawet nie zwrócimy uwagi, jaką mamy deskę. Jeśli zabawa nam się spodoba, wtedy dopiero zainwestujemy w profesjonalny "piaskowy" sprzęt. Przeciętne deski sandboardowe możemy kupić za około 120-180 dolarów, do tego trzeba doliczyć 30-80 dolarów za paski trzymające buty.

monika - pustynne narty.jpg Na pierwszy rzut oka większość desek SANDboardowych jest podobna do SNOWboardowych, choć te pierwsze są zdecydowanie twardsze. Różnice dotyczą zwykle wiązań. Dużo zależy od tego, co chcemy robić i w jakich butach jeździć. Przy dużych szybkościach użyteczne będą normalne buty snowboardowe; wtedy też konieczne są dostosowane do nich wiązania. Najczęściej jednak jeździ się w zwykłym, sportowym obuwiu typu adidasy czy tenisówki, albo w sandałach, w których chodzimy na co dzień, choć są i zwolennicy jazdy na boso. W tym układzie jako wiązania wystarczą jedynie proste "ucha" w które wkłada się stopy, ale zdarzają się i tacy, którzy w ogóle jeżdżą bez wiązań, korzystając jedynie z przeciwślizgowych podkładek przyklejonych w miejscu stawiania stóp. Podobnie jest w przypadku "piaskowych" nart.

Warto pamiętać również o ekwipunku "uzupełniającym" - czapce na głowę oraz filtrach przeciwsłonecznych, bo gdzie jak gdzie, ale na pustyni słońce mocno daje się we znaki, nawet jeśli jest za chmurami. Przy bardziej wyczynowej jeździe mogą przydać się ochraniacze na łokcie i kolana. Ubiór - rzecz gustu i upodobań, ale dobrze jest brać pod uwagę, że wywrócenie się przy sporej prędkości z przejechaniem po szorstkim piasku poparzoną słońcem skórą, nie należy do przyjemności. Konieczny jest też zapas płynów - nawet jeśli nie chce się pić, trzeba to robić z rozsądku.

Piasek w majtkach


Pierwszy raz przypinam sandboard na pustyni w okolicach Dubaju. Moje nieudolne próby zsuwania się za każdym razem kończą się spektakularnymi upadkami, ale od samego początku wiem, że zabawa mi się podoba. Następnym razem, w Chile, na pustyni Atacama, idzie mi już lepiej. Po pierwsze, wydmy są bardziej strome, co ma znaczenie, bowiem żeby cokolwiek na sandboardzie zrobić, trzeba mieć odpowiednią prędkość. Poza tym uczynny chłopak z wypożyczalni sandboardów smaruje mi deskę specjalną parafiną, dzięki czemu lepiej sobie ona radzi z siłą tarcia czyli hamującym piaskiem (Uwaga! Do sandboardu nie nadają się smary używane do śniegu!). Nie bez znaczenia jest też i to, że w międzyczasie nauczyłam się już jeździć na snowboardzie, co na wydmach okazuje się bardzo przydatne (sam fakt "obycia" z deską). Wbrew pozorom na piasku też można osiągnąć całkiem spore prędkości i poćwiczyć różnorakie ewolucje. Dość powiedzieć że wpisany do Księgi Guinessa rekord świata w prędkości na sandboardzie wynosi 82 km/godz., ale ponoć były nieudokumentowane zjazdy jeszcze szybsze, przekraczające 96 km/godzinę! No cóż, ja nie osiągam nawet połowy tego, ale z każdym zjazdem idzie mi coraz lepiej. -Bardziej na tyle, tak jak w głębokim śniegu! I rób długie zakręty, bez krawędziowania! - krzyczą mi specjaliści.

narty - w peru.jpg Jeśli boimy się zjeżdżać stojąc, możemy pozjeżdżać sobie na desce… leżąc.  Najlepszy sposób, jaki pokazano mi na ogromnych, peruwiańskich wydmach koło miasteczka Ica polega na położeniu się na desce na brzuchu i ślizganiu się głową do przodu, jeśli to konieczne hamując stopami. Przestrzegam jednak, że nie warto przy takim zjeździe krzyczeć! W moim przypadku (było naprawdę stromo, więc swoje emocje i strach musiałam jakoś wyzwolić) skończyło się pluciem piaskiem przez następne pół godziny. O tym, że piasek po takim zjeździe znajdziemy w każdej części ubrania, włącznie z kieszeniami i bielizną, już nie wspominam, bo to oczywiste. Ale to przecież osobliwa pamiątka, no  i dowód, że się nie oszczędzaliśmy!

Beduiński slalom


Zabawa z sandboardem jest fajna, choć męcząca. Niestety na wydmach nie ma typowych wyciągów - co najwyżej można liczyć na podwiezienie quadem lub jakimś innym terenowym pojazdem. Na ogół kończy się jednak na uporczywym podchodzeniu. Krótko mówiąc ceną za kilkanaście sekund przyjemności jest potem ileś minut katorgi. Kto nie miał okazji podchodzić po obsuwającym się piachu, w słonecznym skwarze, w dodatku po parzącym nogi piachu, nie zrozumie o czym mówię. Niewątpliwie najlepszą porą na sandboardowe zjazdy są poranki lub późne popołudnia.

Oczywiście na nartach na pustyni też da się jeździć. Przekonałam się o tym w Algierii, w wiosce Beni Abbes, u stóp ogromnych wydm Wielkiego Ergu. Skąd tamtejsi Beduini zdobyli narty, i to oryginalne Rossignole, tego nie wiem, ale faktem jest że trenują na nich z ogromnym zapałem. Przy okazji kreują osobliwą narciarską modę, zjeżdżają bowiem w tradycyjnych długich, plączących się między nogami dżelabbach, z głową owiniętą turbanem. Widząc to, korzystam z okazji i ja - wskakuję w narciarskie buty-skorupy (do sprzętu z narciarskiego "demobilu" buty również dostali) i próbuję zaprezentować europejską szkołę jazdy. No cóż, zapomnijmy o stylowym karwingu, śmig też nie wchodzi w grę, tak naprawdę najlepiej wychodzą zjazdy "na krechę".

Niedługo potem wsiadamy na nasze wielbłądy i wracamy do wioski. Szybko dochodzę do wniosku, że jazda na nartach jest dużo łatwiejsza niż kierowanie krnąbrnym dromaderem…

Informacje praktyczne:


Gdzie jeździć na sandboardzie:
Do najlepszych na świecie miejsc do zjazdów po wydmach należą wydmy w Argentynie (Tinogasta w prowincji Catamarca), Chile (poza okolicami San Pedro de Atacama jeszcze okolice Antofagasty), Peru (wybrzeże, zwłaszcza okolice Ica), Wahiba Sands w Omanie, w Australii (m.in. rejon Adelajdy, Zachodnia Australia), w RPA,  Namibii (koło Swakopmund i Sossusvlei), w Meksyku i USA (w bardzo wielu miejscach). W okolicach Florence w amerykańskim Oregonie utworzono pierwszy w świecie SandMaster Park, gdzie udostępniono specjalnie przygotowany teren o powierzchni 160 tys. m kw. Więcej o tym miejscu: http://www.sandmasterpark.com

Wypożyczenie sprzętu:
przykładowo na pustyni Atacama w Chile zapłacimy ok. 10 dolarów za jedno popołudnie, w amerykańskim SandMaster Parku w zależności od rodzaju sprzętu od 16 do 35 dol. za jedną dobę.

Internet: Czym jest sandboard możemy przekonać się zaglądając na następujące strony internetowe: http://www.sandboard.com , http://www.duneboarder.com , http://www.sandboarding.org

SPRZĘTOWE ABC

Vademecum podróżnika

Strefa outdooru

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!