Image
Image
Image
Image

Pieski żywot

PSIAK Z EDYNBURGA (SZKOCJA)


Mieszkańcy Edynburga są z niego dumni. Czworonożny Bobby przez 14 lat dzień w dzień przesiadywał przy grobie swego pana, za co doczekał się pomnika. Teraz grób wiernego psa odwiedzają codziennie dziesiątki turystów.

 

bobby- pomnik psa.jpgDopóki Bobby  był zwykłym psem policyjnym - nie wyróżniał się niczym szczególnym. Sympatyczny szkocki terier jakich wiele. No, może krótkołapy psiak z przesłaniającą pyszczek grzywką w porównaniu z budzącymi respekt wilczurami czy bernardynami nie przystawał do wyglądu psa na służbie, ale mimo to dzień w dzień chodził ze swoim panem - Johnem Grayem na obchód wyznaczonego rewiru. Niestety - któregoś zimowego poranka roku 1858 policjant zmarł. Bobby miał wtedy dwa lata... W tym właśnie momencie zaczyna się wzruszająca opowieść o psiej wierności...

 

 

 

 

Obiad o pierwszej

Pies na świeżo usypanym grobie? Szybko go przegoniono - cmentarne reguły nie pozwalały na szwendanie się czworonogów. Następnego poranka pies znowu się pojawił - znowu trzeba było go wypłoszyć. Kiedy jednak na trzeci, wyjątkowo deszczowy dzień drżący z zimna psiak ponownie warował przy grobie, odpowiedzialny za porządek na cmentarzu James Brown zlitował się  - zaakceptował upór zwierzęcia, przyniósł mu jedzenie i zrobił posłanie. Od tej pory pies na stałe zamieszkał na cmentarzu i aż do swojej śmierci, przez 14 lat pełnił straż  przy grobie swego ukochanego pana.

Bobby miał wśród ludzi wielu przyjaciół. Byli tacy, którzy chcieli go przygarnąć, zapewnić miłość i ciepły dom. Ale Bobby nie chciał tego zaakceptować - zawsze kończyło się tak samo - szczekaniem, skrobaniem w drzwi i powrotem na cmentarz. Raz w tygodniu od niejakiego sierżanta Scotta pies dostawał befsztyk, ale jego stałym miejscem "obiadowym" przez 6 lat była pobliska restauracja pana Traila. Pies przychodził tam zawsze zaraz po pierwszej. Był bardzo punktualny - sygnał czasu stanowił obwieszczający godzinę pierwszą wystrzał armatni z zamkowego wzgórza (tradycja ta kontynuowana jest do dziś).

W pewnym momencie przerwa obiadowa Bobby`ego stała się nawet atrakcją miasta. Tuż przed pierwszą  przed cmentarną bramą tworzył się szpaler ludzi, czekających na czworonoga. Ten słysząc huk biegł co sił, nie zważając na gapiów, znikał za rogiem i wkrótce wpadał do "swojej" knajpki. Nie bawił tam długo - po posiłku wracał czym prędzej na cmentarz. Czasem widywano go jak niósł w pyszczku jakiś ochłap lub kość, które potem zakopywał. Był to zapas na niedzielę, bo w niedzielę restauracja była zamknięta i na obiad Bobby liczyć nie mógł.

 

Uwaga hycle!

bobby-grob pana.jpgMimo sympatii jaką darzyli go mieszkańcy, nadszedł czas gdy Bobby znalazł się w ogromnym niebezpieczeństwie. W związku z watahami bezpańskich psów na ulicach i roznoszonymi przez nich chorobami, władze miasta wydały nakaz wykupienia przez właścicieli psów kosztownej licencji, bez której psy miały być wyłapywane i uśmiercane. Kilka dni później policjanci zapukali do drzwi restauracji pana Traila, czyli tam gdzie Bobby przychodził na obiady. Pan Trail nie miał pieniędzy, ale postanowił psa ratować. Sprawa otarła się o sąd, nabrała rozgłosu. Ostatecznie uznano, że cmentarz, na którym pies mieszka, stanowi grunt miejski, licencję opłacił więc... burmistrz, notabene wielki miłośnik zwierząt. Od tej pory cmentarny terrier nie był już bezpański - dowodem tego była założona mu obroża z imieniem "Bobby z [cmentarza] Greyfriars". Zwierzę stało się bohaterem gazetowych czołówek, na cmentarzu pojawiali się artyści malujący mu portrety i turyści uwieczniający go na zdjęciach. Grono jego miłośników powiększało się - siostrzenica jednego ze słynnych pisarzy angielskich przysłała mu nawet komfortową budę.

 

 

Z pełnymi honorami

Bobby zakończył żywot w 1872 roku - po prostu usnął i już się więcej nie obudził. Pan Trail - ten,  który go tyle lat karmił, pochował zwierzę pod klombem przed wejściem do cmentarnego kościoła. Nie odważono się złożyć ciała psa do grobu ukochanego pana - zgodnie ze zwyczajem zwierzęta nie mogły być grzebane na święconej ziemi.

Na grobie Bobbiego ustawiono kamień  z jego imieniem, ale został on usunięty przez cmentarne władze. Dopiero niedawno, w 1981 roku, odsłonięto tablicę nagrobną z prawdziwego zdarzenia, a uczynił to osobiście książę Gloucester . Oprócz imienia, daty śmierci i wieku psa, napis na tablicy (przypominającej wyglądem tablicę z grobu pana) głosi: "Jego lojalność i oddanie powinny być lekcją dla nas wszystkich".

Nie ma co kryć, że to właśnie grób Bobbiego przyciąga turystów na cmentarz Greyfriars. Grób pana - Jonha Graya zwanego też "Auld Jock"  jest nieco z boku i nie rzuca się specjalnie w oczy. Warto jednak zwrócić uwagę także na zabytkowy kościół wybudowany w 1620 roku na miejscu wcześniej istniejącego tu klasztoru franciszkanów. Ważne są też związki tego miejsca z historią Szkocji - tu w roku 1638 podpisano tzw. Konwenant Narodowy, co oznaczało sprzeciw władzy Karola I oraz odrzucenie angielskiego modlitewnika, a zarazem zamanifestowanie poparcia dla niezależnego kościoła szkockiego. Członkowie prezbiteriańskiej konfederacji krwawo za to zapłacili -  w 1679 roku wielu z nich stracono, zaś ok. 1200 z nich więziono w koszmarnych warunkach  na przykościelnym dziedzińcu. Wydarzenia te upamiętnia stojący na przykościelnym terenie Pomnik Męczenników.

 

Psia sława


szkocja-bobby bar.jpgA wracając do Bobby`ego. Jak wyglądał możemy się przekonać na rogu ulicy George IV Bridge. Stojący tam pomnik kiedyś stanowił fontannę z wodą pitną - z górnego ujęcia mogli gasić pragnienie ludzie, dolne przeznaczone było dla psów. Dziś woda nie cieknie, ale odlany z brązu psiak naturalnych rozmiarów stoi nadal. Wykonano go jeszcze za życia zwierzaka, ustawiono jednak już po jego śmierci w 1873 roku. Fundatorką była pewna baronowa, zaś wykonawcą ówczesny rzeźbiarz brytyjski William Brodei.

Miłośnicy Bobby`ego powinni odwiedzić też edynburskim Huntly House Museum. Wśród tamtejszych eksponatów są m.in. jego obroża oraz miska oraz liczne zdjęcia i gipsowa rzeźba będąca podstawą do wykonania wspomnianego wyżej pomnika.

Mimo, że pies był dobrze znany mieszkańcom Edynburga, prawdziwą sławę przyniosła mu nowela napisana w 1912 roku przez Eleanor Atkinson. Potem posypały się inne książki i filmy - opowieść o wiernym terrierze zekranizowała nawet  wytwórnia Disneya. Wśród fanów Bobby`ego jest Matt Hak prowadzący przycmentarny sklepik Bobby`s Bothy z "upominkami dla psów i miłośników psów". Oczywiście najwięcej jest tam pamiątek związanym z naszym bohaterem - breloczki, notatniki, koszulki z jego wizerunkiem, nawet ozdoby na choinkę. Matt wydaje też biuletyny "Bobby`s Bothy Newsletter" i prowadzi w internecie specjalną stronę (http://www.greyfriarsbobby.co.uk ). Jakiś czas temu, podczas słynnego edynburskiego festiwalu (co roku w sierpniu), jedna z grup teatralnych wystawiła opowieść o Bobbym. Ponoć zdarzało się, iż w momencie kiedy akcja dochodziła do momentu gdy pojawiał się problem zapłaty za licencję Bobbiego, dzieci wyciągały z kieszeni drobne pieniążki chcąc przyczynić się do uratowania psa.

Trudno nazwać Bobbiego atrakcją turystyczną, ale tak jest - każdy kto przyjedzie do szkockiego Edynburga zwykle go odwiedza.

Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!