Image
Image
Image
Image

Krzyk, łososie i Kon-Tiki

OSLO

Oslo to jedna z najmniejszych europejskich stolic – liczy ok. 600 tys. mieszkańców. Ale „małe” - znaczy „przyjazne”. Jeśli chodzi o atmosferę, bezpieczeństwo, czy łatwość poruszania się po mieście, Oslo jest idealne.

Był czas kiedy przyjeżdżałam do Norwegii co roku. Na truskawki. Oczywiście nie żeby je jeść (choć czasem się zdarzało), ale żeby je zbierać, zarabiając w ten sposób na pierwsze dalekie podróże. Tyle że to było 20 lat temu, w czasach kiedy nawet nie miałam wyboru – jeździłam do Skandynawii autostopem, z namiotem, a wydanie każdej korony (norweska waluta) odbywało się z dużym bólem.

Czasy się zmieniły. Teraz mogłam wrócić do Oslo i pozwolić sobie na gruntowne zwiedzenie miasta, nie odmawiając już sobie korzystania z lokalnych atrakcji. Pierwsze zaskoczenie? Sami Norwegowie. Jeśli ktoś myśli, że potomkowie Wikingów są poważni, i „chłodni” w kontaktach, to się myli. Przynajmniej nie w Oslo. Szczerze mówiąc miałam wrażenie, że wiele łączy ich z mieszkańcami… Rzymu! Na przykład to, że jedni i drudzy uwielbiają pić kawę siedząc w ulicznych ogródkach. To nic, że w Oslo przez większość roku jest chłodniej niż we Włoszech – można przecież siedzieć przykrywając się ciepłym kocem, jaki poda obsługa knajpki.

Co do samej kawy, to ja akurat za tą w wydaniu norweskim nie przepadam. Norwegowie piją ją bez mleczka i cukru, co akurat dla mnie jest istotne, no ale lokalne zwyczaje trzeba akceptować. Czasem jednak owymi zwyczajami można się mocno zdziwić. To, że idąc na imprezę towarzyską, powinno się zabrać ze sobą własną butelkę z alkoholem, każdy z Polaków rozumie. Tylko że w Norwegii nie oddaje się takiej butelki w ręce gospodarza, ani też nie podaje się na stół do ogólnego rozpicia – każdy stawia sobie flaszeczkę np. przy nodze krzesła i wysącza jej zawartość sam, a jak mu coś zostanie, zabiera ze sobą z powrotem. Podobnie jest z papierosami – prosimy kogoś, by nas poczęstował? Nie zdziwmy się, jeśli odpowiedź będzie na „nie” - w pojęciu Norwegów wcale nie ma w tym nic niegrzecznego. Jeśli natomiast poprosimy kogoś o pomoc, możemy na nią liczyć. Fakt, że nie znamy norweskiego w kontaktach nie przeszkadza – większość mieszkańców Oslo, zwłaszcza z grona młodych ludzi, bardzo dobrze „spika” po angielsku.

 


Co ma król do Rolexa?


Zwiedzanie miasta rozpoczynam od najbardziej reprezentacyjnej ulicy, jaką jest Karl Johans Gate, przy której stoi Parlament i Pałac Królewski. Wprawdzie celem mojej wizyty w norweskiej stolicy nie jest bynajmniej spotkanie z królem, ale jak chyba większość turystów, pod Pałac Królewski idę. Z braku monarchy fotografuję jego gwardzistów, noszących śmieszne kapelusze zwieńczona czarną kitą. Co roku, 17 maja pod Pałac przychodzą tłumy ludzi, a zwłaszcza dzieci, które para królewska pozdrawia z balkonu.

Trochę dziwi brak ogrodzeń wokół siedziby monarchy i możliwość nieograniczonych spacerów turystów po otaczającym Pałac parku. To dowód, że norwescy władcy bardzo swojemu narodowi ufają. Już Olaf V (zmarły w 1991 roku ojciec obecnie panującego Haralda V), uwielbiający wędrówki na nartach w towarzystwie jedynie swojego psa, na pytanie dlaczego nie chce korzystać z opieki body guardów, wprost powiedział, że co jak co, ale ochronę to ma dobrą – stoi za nim 4,5 milionowy naród. Rzeczywiście, uwielbiany przez naród król doczekał się nawet sympatycznego pomnika – pokazującego go właśnie na nartach, ze swoim ulubionym psiakiem. Zobaczyć go można na wzgórzu Holmenkollen, koło skoczni narciarskiej.

Skocznia która jest obecnie, to już nowa konstrukcja – na jesieni 2010 roku zastąpiła leciwą, mającą ponad sto lat poprzedniczkę. Nowa konstrukcja jest większa, nowocześniejsza, chociaż zdaniem niektórych – brzydsza. –Kojarzy się z kobietą na fotelu ginekologicznym – śmieją się mieszkańcy Oslo. Polacy starą skocznie lubili szczególnie – to na niej, aż pięciokrotnie, w ramach Pucharu Świata, zwyciężał Adam Małysz (ostatni raz w 2007 roku).

Jak to jest, skakać na tak wielkiej konstrukcji, można sprawdzić na specjalnym symulatorze (a przy okazji także „zjechać” z szybkością 130 km/godzinę w narciarskim biegu zjazdowym). To dla chętnych, za to obowiązkowo, nawet i w środku lata, powinniśmy zajrzeć do ulokowanego w podstawie skoczni Muzeum Narciarstwa, chlubiącego się tytułem najstarszej tego typu placówki na świecie. Część ekspozycji poświęcono rodzinie królewskiej, która na nartach jeździ od małego. Jedno ze zdjęć pokazuje króla Olava V, nieżyjącego ojca sprawującego obecnie władzę Haralda V. W latach 70. XX wieku, kiedy Norwegię opanował kryzys i wprowadzono zakaz używania samochodów, król jeździł na narty zwykłym pociągiem, w zwykłym wagonie, pośród zwykłych ludzi, a fotograf uwiecznił go w scence, kiedy konduktor sprawdzał mu bilet. Inna sprawa, że nie była to daleka podróż, bowiem tereny narciarskie w Oslo znajdują się zaledwie kwadrans drogi od centrum.

Król Harald V też lubi narciarstwo. -Sam je czynnie uprawia, a na Holmenkollen pojawia się aby kibicować w zawodach narciarskich – opowiada znajomy Norweg. I zaraz dodaje: -Teraz, kiedy jest ciepło, zamiast nart najważniejszym sportem mieszkańców Oslo, w tym też i króla, jest żeglarstwo. Że jest w tym wciąż dobry udowodnił choćby latem 2011 roku na rozgrywanych w Niemczech regatach Rolex Baltic Week, gdzie wystartował na swoim 8-metrowym jachcie „Sira” zajmując bardzo dobre trzecie miejsce.



Wśród skońsnookich Skandynawów



Ze szczytu skoczni Holmenkollen (nie musimy wchodzić na piechotę – do dyspozycji jest ukośnie jeżdżąca winda) doskonale widać jak malowniczo ulokowane jest pełne zieleni miasto. Dokładniej – zajęło końcówkę ciągnącego się przez sto kilometrów Oslofjordu. Uchodząca do Skagerraku zatoka jest najdłuższą w całej południowo-wschodniej Norwegii.

W drodze powrotnej do centrum zahaczamy o Park Vigelanda. Uwieczniony w nazwie najwybitniejszy norweski rzeźbiarz jest autorem 212 rzeźb stojących teraz wzdłuż głównej alei i tworzących rodzaj galerii pod gołym niebem. –Genialne… -mówią jedni. –Zboczone… – uważają drudzy, mając na myśli nagie postacie, przedstawiające różne fazy życia. Ulubieńcem wszystkich jest mały bobas, z pełną wściekłości miną – co jakiś czas znajdują się różni żartownisie, którzy go ubierają w najprzeróżniejsze stroje. A co do samego Gustava Vigelanda (zmarł w roku 1943) to do grona jego bliskich znajomych należał Stanisław Przybyszewski, nasz młodopolski pisarz i poeta, który gorąco propagował w naszym kraju twórczość norweskiego artysty.

Ale nie tylko na podziwianie rzeźb przychodzi się do Parku Vigelanda. To jedno z ulubionych miejsc mieszkańców Oslo. Wychodząc z założenia, że trawniki są po to, aby po nich chodzić, albo jeszcze lepiej - aby na nich siedzieć, w słoneczne weekendy trudno o wolną zieloną przestrzeń. Jedni sobie beztrosko grillują, inni się opalają lub grają w piłkę. Zaskakująco mało widać ludzi o jasnej cerze, blond włosach i niebieskich oczach. Oficjalna liczba mieszkańców Oslo wynosi 0,6 miliona, przy czym coraz większy procent stanowią emigranci. Zdecydowanie więcej od potomków Wikingów widać w mieście czarnoskórych Afrykańczyków, przybyszy z Indii albo z Pakistanu, liczne są też skośnookie Filipinki i południowoafrykańscy Indianie. Swoją drogą Polaków też nie brakuje.


Słonie w Operze


W Oslo mamy dwa rodzaje tramwajów: zwykłe (szynowe) i wodne, czyli stateczki kursujące do różnych punktów miasta. Akurat jesteśmy przy nabrzeżu koło ratusza, obserwując rybaka prosto z pokładu sprzedającego owoce swojego połowu (-To najlepsze miejsce aby kupić świeże krewetki... – podpowiadają znawcy), kiedy podpływa jeden ze stateczków. Nie namyślając się wskakujemy - chcemy zobaczyć miasto od strony wody. Najbardziej charakterystyczny budynek to oddany do użytku w 1950 roku ratusz, ze względu na swoje dwie wieże kojarzące się z kominami, nazywany złośliwie „fabryką”. To właśnie w nim, co roku 10 grudnia, odbywa się uroczyste ogłoszenie laureatów Pokojowej Nagrody Nobla, a zaraz potem – bankiet.

Po kilkunastu minutach ratusz znika za cyplem, natomiast na naszym kursie ukazuje się jeden z najnowszych obiektów norweskiej stolicy, ukończona w 2008 roku Opera. Futurystyczny, przeszklony w dużej mierze gmach, z daleka przypomina wpływającą do morza górę lodową, chociaż od wewnątrz zaskakuje atmosferą ciepła jaką daje dębowe wykończenie ścian głównej sali. W ramach wycieczek z przewodnikiem można zajrzeć za kulisy najważniejszej w kraju sceny. Wrażenie niesamowite, bo dopiero na zapleczu widać, że to po prostu potężny zakład produkcyjny! W magazynie stoją słonie (sztuczne rzecz jasna, element scenografii jednego z przedstawień), w rekwizytorni pełno jest pudeł z intrygującymi opisami typu: pieniądze, wąsy, papierosy itp., w garderobach można przebierać wśród setek ubrań, zaś w sali prób podziwiamy filigranową baletnicę która – nie, wcale nie tańczy, ale w ramach rozciągania się siedzi w szpagacie i… pisze smsy. Pytam czy w zespole pracowników Opery są jacyś Polacy? -Aktualnie nie –mówi oprowadzająca nas dziewczyna. Ale zaraz dodaje: -Za to bardzo wielu Polaków pracowało przy budowie gmachu. Nawet burmistrz specjalnie im dziękował! Nie ma się co dziwić - Polacy stanowią w Oslo całkiem sporą grupę mieszkańców, o czym świadczą także napisane po polsku instrukcje wielu bankomatów.


Cypel Muzeów

Tramwajem wodnym można dopłynąć też na Bygdø

y – półwysep, na którym spokojnie można spędzić cały dzień. Najwięcej czasu trzeba przeznaczyć na zwiedzanie zajmującego całkiem spory teren skansenu - jego najcenniejszym obiektem jest pochodzący z XIII wieku drewniany kościółek z serii tzw. stavkirke, czyli krytych gontem kościółków słupowych (należy do nich również słynna u nas Świątynia Wang przywieziona z Norwegii do Karpacza).

Ale to nie koniec – na Bygdøy jest też Muzeum Wikingów z łodziami służącymi niegdyś jako grobowce, a także gmach mieszczący zbudowany w 1892 roku statek "Fram". To właśnie na nim Fridtjof Nansen próbował dotrzeć do bieguna północnego (lata 1893-1896), zaś Roald Amundsen popłynął na wyprawę do bieguna południowego, stając się pierwszym w świecie jego zdobywcą (1911 rok). Przed budynkiem eksponującym "Frama" stoi też "Gjøa" – niepozorny, ale także doświadczony w arktycznej żegludze statek, którym Amundsen (również jako pierwszy) pokonał legendarne Przejście Północno-Zachodnie. No i jeszcze muzeum tratwy „Kon-Tiki”, na której w 1947 roku Thor Heyerdahl przepłynął Pacyfik - trudno go przeoczyć, bo znajduje się po sąsiedzku z muzeum statku "Fram".

Nie dziwi, że wśród Norwegów jest tak wielu sławnych żeglarzy. Już choćby wśród mieszkańców Oslo miłośników pływania na jachtach jest mnóstwo. Wpływa na to choćby i położenie miasta – na końcu malowniczego fiordu, w którym aż roi się od niewielkich wysepek. Część z nich zabudowana jest weekendowymi daczami, ale są też i takie na których można się opalać korzystając z publicznych plaży. Nie mając własnego jachtu też można się na nie dostać – promami kursującymi z nabrzeża przy ratuszu.


Z pracy na stok

Zimą, kiedy nie można żeglować i pływać w morzu, sportem numer jeden jest narciarstwo. Przede wszystkim biegowe, ale tereny do narciarstwa zjazdowego również w okolicy są. Dojazd z centrum miasta do wyciągów zajmuje około 20 minut (notabene niedaleko skoczni Holmenkollen). Kiedy byłam w Oslo w kwietniu, w położonym na poziomie morza centrum panowała typowo wiosenna atmosfera, a przygrzewające słońce (temperatura była wyższa niż w tym czasie w Polsce) sprawiała, że znaleźli się już tacy, którzy ubrali krótkie spodenki. Równocześnie nikogo nie dziwiły osoby wsiadające do metra z nartami.

Możliwości jazdy na nartach sprawdziliśmy i my. Kiedy dotarliśmy do tzw. Oslo Tryvann Vinterpark z górną stacją wyciągu na 525 m n.p.m., śniegu wciąż było mnóstwo, a długi dzień (zaczynało się ściemniać dopiero ok. 21) pozawalał, aby przyjechać na narty po pracy czy szkole, zamiast np. zajęć na siłowni. Tak jak i na siłowni, przy wyciągach można się przebrać, zostawiając oficjalne ciuchy w szafce, a skipass kupuje się z automatu podobnego do automatem do kupowania biletów autobusów. A stoki? Naprawdę niezłe. Jasne, że są w Norwegii lepsze regiony (choćby w Hemsedal nazywanym „Skandynawskimi Alpami”, czy w Lillehammer gdzie w 1994 roku odbywały się Zimowe Igrzyska Olimpijskie), ale „miejskie zjazdy” na obrzeżach Oslo, obsługiwane przez w sumie 7 wyciągów (w tym 2 krzesełkowe), też dają dużo frajdy. Jest nawet jedna trasa czarna, a na miłośników freestyle`u czeka bardzo dobrze przygotowany snowpark.


Z Opery na drinka


Wprawdzie Skandynawia kojarzy się z chłodem, ale z zabieraniem ciepłych ubrań nie przesadzajmy, bo pogoda jest często lepsza niż w Polsce. W czerwcu i pierwszej połowie lipca swoistą atrakcję stanowią białe noce, kiedy to wprawdzie trudno jest zasnąć, za to mamy więcej czasu na poznawanie miasta.

Nawet jeśli chwilowo popada deszcz, też jest co robić, bo Oslo ma całkiem sporo ciekawych muzeów. Jeśli chcemy zobaczyć „Krzyk”, słynny obraz namalowany przez Edvarda Muncha, wybierzmy się do Galerii Narodowej albo do Muzeum Muncha. A najlepiej tu i tu, bowiem artysta stworzył kilka wersji „Krzyku” (niektóre pamiętamy pewnie ze spektakularnych kradzieży, po których jednak się odnajdywały i powracały na muzealne ściany).

Od Galerii w ciągu 10 minut dochodzimy do reprezentacyjnej części portu. Przy nabrzeżu, który wieczorami zamienia się w gwarny deptak, cumują wzbudzające zachwyt przechodniów super jachty motorowe, z pirsu obok odpływają promy (większe – do Danii, mniejsze służą jako tramwaje wodne). Nie brak też żaglowców, tak naprawdę wykorzystywanych w rejsach turystycznych. Od strony lądu portową perspektywę zamyka wybudowany w latach 50. XX wieku ratusz. Mieszkańcy Oslo nazywają go złośliwie „fabryką” (powodem są dwie wieże kojarzące się z kominami), ale w rzeczywistości są z niego dumni, bo przecież to w nim przyznawane są Pokojowe Nagrody Nobla. O nagrodzie, jej fundatorze (Alfredzie Noblu, wynalazcy m.in. dynamitu), a także laureatach można dowiedzieć się więcej w Centrum Noblowskim zlokalizowanym przy nabrzeżu, w budynku dawnego dworca. Na pobliskim półwyspie widać wzniesioną w XIII wieku twierdzę Akershus. To najstarsza część miasta. Oficjalnie za rok założenia Oslo uznaje się 1048. Swoją drogą był czas, kiedy Oslo nazywano Christianią - od imion duńskich władców, którym od 1397 roku, przez ponad 400 lat, Norwegia podlegała. Twierdzę Akershus można zwiedzać – są w niej między innymi królewskie grobowce. Kontrast dla wiekowych kamiennych murów stanowi nowoczesny budynek wybudowanej trzy lata temu Opery. Jej przeszklona bryła ma się kojarzyć z górą lodową wpływającą do fiordu, ale nawet jeśli nie wpadniemy na to „co autor miał na myśli” nie da się zaprzeczyć, że konstrukcja to ciekawa. Gór lodowych rzecz jasna w fiordzie koło Oslo nie spotkamy nawet w czasie najcięższych zim, ale miło w upalny dzień pomyśleć o arktycznym chłodzie. Pomyśleć? Właściwie nic nie stoi na przeszkodzie aby rzeczywiście go doświadczyć. Wystarczy wejść do znajdującego się w samym centrum Ice Baru, który faktycznie wykonano z lodowych bloków sprowadzonych z dalekiej Laponii. Co roku wystrój baru jest zmieniany. Minusowa temperatura (dokładniej -5 C), jaka panuje w barze, sprawia, że zanim wejdziemy do lodowej komnaty, trzeba będzie się ubrać w wypożyczane na miejscu peleryny z kapturem obszytym „miśkiem”, a do tego rękawice. Rozgrzeją nas drinki, podawane przez ładną blondynkę w szklanicach wydrążonych w lodzie. Drink jest już w cenie wstępu (160 NOK, czyli ok. 82 zł), tak więc chwilę po wejściu wznosimy toast –Za kolejne powroty do Oslo! Potem dla odmiany można przetestować inne, zwykłe bary. Alkohol w Norwegii tani nie jest, ale mimo to w knajpkach i klubach tłok jest nie mniejszy niż w słynących z nocnego życia kurortach południa naszego kontynentu. Ktoś myśli że Skandynawowie są chłodni? Na miejscu przekonamy się, że nie warto wierzyć stereotypom.





INFORMACJE PRAKTYCZNE:
(dane z 2011 roku)

Waluta: Aktualny kurs korony norweskiej to: 1 zł = 2 NOK, 1 NOK = 0,5 zł.

Dolot:
Z Polski bezpośrednie połączenia oferują Norwegian (bliższe lotnisko), Wizzair oraz Ryanair (bardziej oddalone od centrum lotnisko Rygge).

Warto wiedzieć:
Przy ambitnych planach turystycznych opłaca wykupić się Oslo Pass`y, dzięki którym będziemy mieli możliwość darmowego korzystania z miejskiego transportu, darmowe wstępy do muzeów i zniżki w restauracjach oraz na różne atrakcje (karta na 24 godziny – 230 NOK, na 48 godzin – 340 NOK, na 72 godziny – 430 NOK).

W internecie:
Wiele istotnych informacji (noclegi, zakwaterowanie, impezy itp.) można znaleźć na oficjalnej stronie miasta: www.visitoslo.com

Info dla żeglarzy: Najlepszym miejscem postojowym, w samym centrum miasta (tuż obok ratusza) jest Herbern Marina (Stranden 30, Aker Brygge, 0250 Oslo, tel. +47 22 83 19 90; internet: www.herbern.no , Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.). Jednodniowy postój w tym bardzo dogodnym miejscu kosztuje 170 koron (NOK), za postój z nocowaniem płaci się 10 NOK za stopę jednostki (w cenie są m.in. darmowe toalety i prysznice).

Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!