Image
Image
Image
Image

Ale Kanał!

KANAŁ KILOŃSKI

Niemcy mówią o nim Nord-Ostsee-Kanal, my - Kanał Kiloński. Tak czy owak chodzi o żeglugowy "skrót", dzięki któremu zgodnie z niemiecką nazwą szybko można przedostać się z Morza Północnego na Bałtyk (po niemiecku Ostsee, czyli Wschodnie Morze), bez czasochłonnego opływania Danii.

kanal kilonski-jacht z gory.jpgJesienny rejs... Z francuskiego Callais mamy sprowadzić do Polski jacht "Zjawa IV". Morze Północne zachowuje się tak, jakby nie chciało się z nami rozstać. Jesteśmy w ujściu Elby, widzimy wejście do Kanału Kilońskiego, ale jakoś wcale się do niego nie przybliżamy. Warunki - prawie sztormowe. Akurat wypadł czas mojej wachty, stoję więc za sterem, walcząc z przeciwną falą, która sprawia, że wcale nie łatwo utrzymać się w kursie wyznaczonym przez nabieżnik. Byle do śluzy, tam już będzie spokój...

 

 

 

 

 

Jak na Mazurach


kanal kilonski-wejscie.jpgMający 98 km długości Kanał Kiloński, to najruchliwsza w świecie, sztucznie utworzona, śródlądowa droga wodna. Nic dziwnego - faktycznie przez kanał bliżej. Przykładowo - płynąc z Gdańska do Hamburga tradycyjną drogą, czyli dookoła Półwyspu Jutlandzkiego, musielibyśmy zrobić 780 mil morskich (Mm), natomiast dzięki Kanałowi droga ta skraca się do 440 Mm. Jak wynika z kalkulacji - zaoszczędzamy 340 Mm, czyli 630 km. Biorąc pod uwagę rejs Gdańsk-Rotterdam oszczędność ta wynosi 190 Mm (350 km) - też sporo. W przypadku jachtów, które nie zawsze mogą płynąć najprostszą drogą (pod wiatr żeglować się nie da), zyskuje się jeszcze więcej. Oszczędzamy czas, paliwo, no a poza tym jest to droga po prostu bezpieczniejsza, bo w kanale sztormów nie ma.

My tymczasem przechodzimy śluzę Brunsbüttel i wpływamy w zupełnie inny świat. Nie ma już fali, znowu jesteśmy na równej stępce, co najbardziej cieszy tych, którzy mają wachtę kambuzową. Czujemy się trochę jak na Mazurach. Na brzegach kanału siedzą wędkarze, pozdrawiamy się machaniem ręki z załogami mijających nas jachtów, krajobrazy też takie swojskie - jakiś lasek, łąki. Tylko spotykane co jakiś czas wielkie statki są z jakby innej rzeczywistości, no i może jeszcze nowoczesne, ogromne mosty (każdy z nich ma 40 metrów wysokości, czyli nawet duże żaglowce nie mają problemów z masztami). Mimo sielankowego nastroju kapitan i wachta nie mogą sobie jednak pozwolić na zbytnie rozluźnienie. Trzeba uważać nie tylko na statki sunące torem wodnym, ale także na małe promy pływające w poprzek kanału. W zlokalizowaniu swojej pozycji pomagają ustawione na brzegach tablice informujące, na którym kilometrze aktualnie jesteśmy.

 

Pod cesarskim patronatem


kanal kilonski-w sluzie.jpgPłyniemy naszą "Zjawą" ile mocy w silniku - zależy nam trochę na czasie. W pewnym momencie stawiamy grota - pływanie na samych żaglach jest w Kanale Kilońskim zabronione, ale można używać ich jako wspomagających silnik. Co do szybkości to kanałowe przepisy ograniczają ją do 8,1 węzła (15 km/h), ale my aż tak szybko nie płyniemy. Wiemy, że nie mamy szans "zrobić" Kanału w jeden dzień, a po zapadnięciu zmroku płynąć nam nie wolno (w zależności od pory roku przepisy określają w jakich dokładnie godzinach dozwolony jest ruch jachtów).

W okolicach 63 kilometra Andrzej, nasz kapitan, podejmuje decyzję - szukamy miejsca do cumowania. W przypadku "Zjawy" nie jest to takie proste - małe jachty mogą stanąć przy pierwszej lepszej dalbie, jakich w kanale wiele, przy naszym 18 metrowym kadłubie (plus bukszprycie) jest to już bardziej skomplikowane. Ostatecznie wpływamy w kanałową odnogę i za 25 euro cumujemy w sympatycznej marinie Budelsdorf na jeziorze Obereidersee.

Następnego dnia wracając na Kanał przepływamy koło stoczni wojskowej. Swoją drogą powodem dla którego w XIX wieku podjęto decyzję o budowie Kanału, były względy militarne - niemiecka Marynarka chciała mieć połączenie między swoimi bazami na Bałtyku i Morzu Północnym. Budowę kanału rozpoczęto w 1887 i ukończono po 8 latach. W uroczystości otwarcia uczestniczył ówczesny cesarz Rzeszy niemieckiej, na którego cześć nową drogę wodną nazwano "Kaiser-Wilhelm Kanal". Szybko się okazało, że ruch w kanale jest tak duży, że kanał trzeba poszerzyć - niezbędne prace wykonano w latach 1907-14, przy okazji powiększając też prowadzące do niego z obu stron śluzy.


Śluza druga i ostatnia


Drugiego dnia płynięcie kanałem zaczyna nam się już trochę dłużyć. Znowu tęsknimy za morzem. Opalamy się na deku, w celach rekreacyjno-zdjęciowych urządzamy wspinaczki na maszt, no i obmyślamy, co będziemy robić w Kilonii, porcie do którego zmierzamy. Co chwila sprawdzamy na mapie, ile drogi nam jeszcze zostało.

kanal kilonski-przy kilonii.jpg Wreszcie widać śluzę Holtenau, oznaczającą koniec Kanału Kilońskiego. Czekamy aż zapalą się zielone światła pozwalające na wpłynięcie do betonowej "klatki", cumujemy, wiążemy odbijacze. To także czas, kiedy trzeba zapłacić za przyjemność płynięcia Kanałem. Na szczęście w przypadku jachtów nie są to duże koszty - płacimy 44 euro. Wszystko zależy od wielkości jednostki - przepisy kanałowe dzielą je na 6 grup, przy czym największe koszty ponoszą duże statki mające obowiązek korzystania z pilota, czasem też sternika kanałowego lub pomocy holownika.

Tymczasem zamykają się tylne wrota śluzy, wkrótce otwierają się te przed dziobem. To już Zatoka Kilońska, czyli w sumie Bałtyk. Cieszymy się, bo to już prawie jak w domu. Niestety, tak jak sztormowo żegnało nas Morze Północne, tak również wita nas nasze rodzime Bałtyckie...

 

Warto wiedzieć:
Wszelkie informacje nawigacyjne dotyczące jachtów w Kanale Kilońskim, jak również kalkulator do przeliczania, ile dana jednostka zapłaci za przejście kanału znajdziemy w internecie na stronie http://www.kiel-canal.org
 

 

Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!