Image
Image
Image
Image

* Rowerem przez kanały

amsterdam-rowery.jpgAMSTERDAM (HOLANDIA)

W Amsterdamie rowery są wszędzie. Przyjmuje się, że na ok. 730 tys. mieszkańców przypada ponad 600 tys. jednośladów!  W obrębie miasta wyznaczono 400 km ścieżek rowerowych, działa też 140 specjalizujących się w rowerach sklepów. Nic dziwnego, że my też postanowiliśmy poddać się miejscowym trendom - poznawaliśmy "Wenecję Północy" ambitnie przez nią pedałując.

Polecona w informacji turystycznej firma "Yellow Bike", zgodnie z nazwą posiadającą żółte rowery, już od dawna specjalizuje się w organizowaniu rowerowych objazdów Amsterdamu. Na trasę wyjeżdżamy w iście międzynarodowym gronie - oprócz nas jest jeszcze siwowłosy Niemiec, uśmiechnięty Japończyk i atrakcyjna Włoszka. Główny problem to nadążyć za naszym przewodnikiem - Rubenem, który gna jak szalony. On wie, że rowerzysta to w Holandii niemal "święta krowa", nawet gdy w środku nocy bez świateł jedzie pod prąd na jednokierunkowej ulicy. My jednak chyba jesteśmy zbyt grzeczni - przystajemy na czerwonych światłach, cierpliwie przepuszczamy samochody, podczas gdy Ruben dawno już czeka po drugiej stronie jezdni.

Miasto na palach


amsterdam-plac dam.jpg Podczas postoju na placu Dam nasz przewodnik aplikuje nam dawkę historii. W końcu miejsce to stanowi kolebkę holenderskiej stolicy (trzeba jednak pamiętać, że siedziba królowej oraz rządu nadal znajdują się w Hadze). To właśnie tu w XIII wieku zamieszkujący okoliczne bagniska rybacy przegrodzili rzekę Amstel tamą, od której wzięła się pierwsza nazwa miasta: Amstelledamme. Dziś przy placu Dam stoi pałac królewski, tzw. Nowy Kościół (w 1980 roku odbyła się w nim koronacja obecnie panującej królowej Beatrix) oraz pomnik ku czci Holendrów poległych w II wojnie światowej.

Co chwila przejeżdżamy kolejne kanały. Jest ich w sumie 165, a przerzucono przez nie 1281 mostów. Przy najstarszym kanale o nazwie Singel kolejny przystanek - Ruben pokazuje nam pozostałość po dawnym więzieniu. Podczas przypływów cele skazańców były w naturalny sposób podtapiane.

Tuż obok dla odmiany mamy najwęższy na świecie dom. Jego fasada to właściwie... szerokość drzwi. Tak naprawdę z tyłu jest on szerszy - ma "aż" 3 metry. Wiele domów budowano na podobnej zasadzie. Chodziło o podatki - płacono je od szerokości kamienicy od frontu.

Swoją drogą fasady amsterdamskich kamienic to temat godny pracy doktorskiej. Większość z nich jest lekko pochylona - nie tylko dlatego by w czasie deszczu woda amsterdam - kanal.jpgnie zalewała ściany. Po prostu wąska klatka schodowa nie pozwalała na wniesienie wielu mebli - wciągano je na górę na linie, w czym pochylenie było bardzo pomocne. Zakochany w swym mieście Ruben tłumaczy: -Jeśli dom jest pochylony od I piętra w górę, to jest OK, jeśli jednak pochyla się cały, to znak że powoli zaczyna tonąć.

Budowanie na podmokłym terenie od wieków stanowiło sztukę samą w sobie. W średniowieczu jako budulca używano tylko drewna, przez co domy były stosunkowo lekkie. W wyniku częstych pożarów od 1669 roku drewno zastąpiły cegły i kamienie, jednak wymagało to odpowiednich przygotowań, a mianowicie - wbijania w dno, na głębokość ok. 11 m, wielkich pali. Przykładowo pałac królewski przy placu Dam wymagał wbicia ponad 13 600 takich pali.

Domy wyróżniają się nie tylko kolorami, ale - ozdobnymi szczytami. Niektóre proste, inne - schodkowe lub w kształcie dzwonu stanowią wdzięczny motyw do fotografowania.

Jednak nie wszyscy Amsterdamczycy mieszkają w domach. Na miejskich kanałach zacumowanych jest ponad 2,5 tys. barek mieszkalnych. Mają podłączoną wodę, elektryczność, każda jest zarejestrowana i trzeba płacić za nią podatki. Na wielu z nich spragnieni zieleni właściciele zakładają mini-ogródki. Jest też jedna barka służąca jako... schronisko dla kotów - miauczących "pensjonariuszy" jest ok. 150.

Kolejka do muzeum


Szybko tracimy orientację gdzie nas Ruben prowadzi, wiemy tylko że sami byśmy do wielu z tych miejsc nie dotarli. Zaletą wycieczki organizowanej przez "Yellow Bike" jest możliwość poznania Amsterdamu z różnych stron - zarówno miejsc standardowo opisywanych w przewodnikach, jak i tych, gdzie toczy się normalne życie, a turyści raczej do nich nie docierają. Oczywiście ogromnym plusem jest oprowadzanie przez rodowitego Amterdamczyka.

amsterdam - afisz.jpg Ktoś pyta o knajpy. - Mieszkańcy Amsterdamu nie chodzą na starówkę, bo to miejsca drogie i nie zawsze - najlepsze. Popularny pod tym względem jest rejon Jordaan - mówi Ruben. Chwilę potem przystaje przy wielkim budynku wyglądającym jak fabryka. -To Melkweg (Droga Mleczna). Dawna mleczarnia a teraz centrum rozrywkowe z barami, dyskoteką, salą koncertową.

Przy zabytkach też stajemy. -Przed wami kościół Westerkerk, czyli Zachodni - objaśnia nasz przewodnik. Spoczywa w nim Rembrant, choć nie wiadomo gdzie, bo płyta grobowa nie zachowała się. Przykościelna wieża 85-metrowej wysokości jest najwyższa w mieście - można się na nią wspiąć (dla widoku). -A ta kolejka przy tamtym budynku? - dziwi się jadący z nami Japończyk. -To normalne! - odpowiada Ruben. I dodaje: - Do domu Anny Frank zawsze czeka się w kolejce. W środku można zobaczyć m.in. obrotową szafę stanowiącą tajemne wejście do kryjówki - trudno pojąć, jak dwie żydowskie rodziny mogły się ukrywać w takich warunkach przez dwa lata. Dziewczynka (Anna Frank) marzyła o tym, by zostać słynną pisarką. Gdy zginęła w hitlerowskim obozie miała 15 lat, nie przewidując że jej spisane w formie pamiętnika wspomnienia wojennych dni zostaną przetłumaczone na większość języków świata.

Obrazy i diamenty


amsterdam-muzeum.jpg W Vondelparku (nazwa upamiętnia jednego z holenderskich poetów) robimy sobie krótki odpoczynek. W weekendy są tu tłumy - pełno fanów joggingu, dzieci karmią wiewiórki, jakieś małolaty ozdobione różnokolorowymi grzywami i licznymi kolczykami w brwiach i wargach, sączą piwko (w Amsterdamie pite obowiązkowo z pianką).

Zaraz jednak jedziemy do Dzielnicy Muzeów. Warto przyjechać do Amsterdamu na dłużej, choćby specjalnie dla nich. Samo Rijksmuseum to ponad 5 tys. obrazów, i kilkadziesiąt tysięcy innych eksponatów, choć "Numer 1" wśród nich stanowi wielkie płótno Rembrandta "Wymarsz strzelców", albo jak kto woli: "Straż nocna". Miłośnicy Van Gogha nie mogą ominąć pobliskiego muzeum jemu z kolei poświęconego. To nie tylko okazja by obejrzeć większość z ponad 200 znajdujących się w Amsterdamie prac tego artysty (są tu np. słynne "Słoneczniki"), ale także do przestudiowania jego listów i próby zrozumienia trudnego charakteru artysty. Obcięcie sobie ucha i wysłanie go w prezencie prostytutce nie jest w końcu czynem normalnym, podobnie jak samobójcza śmierć - Van Gogh zastrzelił się mając zaledwie 37 lat.

holandia-van gogh.jpg Chwila jazdy rowerem i stajemy przed muzeum Heinekena - degustacja produktów browaru gwarantowana. Koniecznie też powinniśmy zajrzeć do którejś z 24 szlifierni diamentów - w Dzielnicy Muzeów mamy najsłynniejszą z nich, czyli "Coster Diamonds". To właśnie tej firmie książę Albert, mąż angielskiej królowej Wiktorii, powierzył przeszlifowanie brytyjskiego klejnotu koronnego - 108 karatowego brylantu  Koh-I-Noor (jego kopię możemy zobaczyć w holu wystawowym szlifierni).

My tymczasem znowu pedałujemy... Im bliżej centrum - tym większy ruch i trudniej przejechać rowerem. Przystajemy, by sfotografować Dom Rembranta, a następnie - Waag - niegdyś bramę miejską zamienioną potem na budynek wagi (tu ważono, kontrolowano, płacono podatki). Przez jakiś czas było to też miejsce zgromadzeń cechu... chirurgów, którzy organizowali pokazowe sekcje zwłok (stało się to nawet tematem dwóch dzieł Rembrandta). Dziś zamiast stołu do sekcji są stoliki eleganckiej restauracji.

Ale kanał!


amsterdam - pod kanalem.jpg Po południu przesiadamy się na rower... wodny. W rozrzuconych po mieście punktach "Canal Bike" pożyczamy jeden ze 120 takich "wehikułów", a oddajemy go już w innym miejscu. Początkowo nasz rower wcale nie chce płynąć tam gdzie my chcemy i w efekcie klinujemy się pod mostem. Potem już szybko dochodzimy do wprawy. Trochę stresują nas też tramwaje wodne - długie i wszechobecne statki, ale na szczęście ich kapitanowie są wyrozumiali.

Z poziomu kanału mamy zupełnie nowy obraz miasta - widzimy to, czego nie widzieliśmy ani jako piesi, ani jeżdżąc na zwykłym rowerze. Na przykład - gniazda ptaków i pływające po wodzie karmniki. Owszem jest też trochę śmieci, ale wbrew naszym obawom nie ma żadnego przykrego zapachu. Amsterdamskie kanały są systematycznie czyszczone - każdej nocy otwierane są śluzy i woda w nich jest sukcesywnie wymieniana.

amsterdam-z kanalu.jpg Ze specjalnym "kanałowym", tym razem książkowym przewodnikiem stanowiącym dodatek do pożyczonego roweru, pedałujemy przez Kanał Panów, Książęcy, Cesarski. Przepływamy pod mostami które wcześniej przejeżdżaliśmy na rowerze - teraz znamy je już dosłownie od podszewki. Musimy jednak trzymać się wyznaczonych tras, są bowiem kanały wyłączone z ruchu rowerów wodnych. Do słynnego, nocą pięknie oświetlonego, i pewnie przez to, ponoć najczęściej fotografowanego mostu Magere Brug podchodzimy więc już na piechotę. Podnoszona konstrukcja powstała w XVII wieku. Ponoć nazwa upamiętnia dwie siostry Mager mieszkające po dwóch stronach rzeki Amstel, ale swoją drogą "mager" to po holendersku po prostu "wąski" a taki w oryginale most ów był (ten który jest obecnie, to wykonana w 1969 roku kopia zabytku).

W końcu cumujemy i oddajemy nasz wodny pojazd. Stąd już kilka kroków na słynny targ kwiatowy. Jego tradycje sięgają roku 1862. Większość straganów znajduje się na ustawionych wzdłuż kanału Singel barkach. To dobre miejsce do kupna upominków - są typowe holenderskie chodaki, miniatuki wiatraków, ale przede wszystkim - kwiaty. Sztuczne, cebulki, cięte (jaki zapach!) - co kto chce. Najwięcej jest oczywiście tulipanów, wśród nich także - czarne (dokładniej ciemnofioletowe).

Obyczajowy luz


amsterdam-czerwone latarnie.jpg Propozycja na wieczór? Wiadomo, każdy kto jest pierwszy raz w Amsterdamie, trafia zwykle  do dzielnicy Czerwonych Latarni. To lokalna atrakcja, będąca zresztą w oficjalnych programach wycieczek, bo bez wizyty tutaj obraz miasta byłby niekompletny.

Wabią kolorowe neony, gra muzyka, wąskimi uliczkami przelewa się różnojęzyczny tłum. -Co za sprośności! - wzdryga się starsza pani odciągając od wystawy sex-shopu całkiem zainteresowaną asortymentem koleżankę. -Widziałeś tamtą? - młodzi chłopcy komentują stojące w oknach dziewczyny. Dziewczyny są różne - ładne i brzydkie, białe, czarne, skośnookie. Niektóre uśmiechają się zalotnie, inne są wyraźnie znudzone. Większość z nich to cudzoziemki, z Polski także. Amsterdam, jako miasto portowe, od dawna był znany z prostytucji. W 1850 roku, w liczącej wówczas 200 tys. mieszkańców metropolii, działało ponad 200 domów publicznych.

Swoboda obyczajów jest widoczna na każdym kroku. Choćby - w załatwianiu potrzeb fizjologicznych - Holendrzy nie mają oporów, by sikać wprost na ulicy. Turystów z Polski szokuje też zwykle afiszowanie się ze swoimi uczuciami w miejscach publicznych, zwłaszcza jeśli dotyczy to osób tej samej płci. -Być gejem to teraz niemal moda - tłumaczy mi poznany chłopak.

amsterdam -uliczne wc.jpg W ramach lokalnych osobliwości zaglądamy również do jednego z licznych tutaj Coffee Shopów - wbrew nazwie to nie na kawę tutaj się przychodzi, ale by zapalić marihuanę, zjeść ciastko z haszyszem lub wypić herbatkę z "maryhą". Dyskutujemy o narkotykach. -To, że tzw. lekkie "dragi" są legalne, to dobrze. Łatwiej trzymać je pod kontrolą - mówi nasz rozmówca. Ale zaraz dodaje: -Tylko nie wierzcie, że Holendrzy tak nałogowo ćpają. Ludzie których tu widzisz (patrzę na osobników o mętnych oczach...) to turyści! Kurcze, chyba ma rację...

Na resztę wieczoru zasiadamy w tzw. brązowej kafei. Nazwa pochodzi od dymu papierosowego zabarwiającego ściany i sufit na brązowo. Brown Café?(nie mylić z opisywanymi wyżej Coffee Shopami) to rodzaj pubu, w którym można pogadać, wypić piwo albo słynny holenderski dżin - genever. Prawidłowe zamówienie tych trunków to jednak cała sztuka. Bo tak jak Inuici (czyli Eskimosi) mają kilkadziesiąt określeń na śnieg, tak Holendrzy mają ich wiele na zamówienie alkoholu. Za to z zapamiętaniem, że "Na zdrowie!" to po tutejszemu "Proost!",nie powinniśmy mieć problemu.

Informacje praktyczne (dane z 2005 r.):


Amsterdam Pass: ta specjalna karta zapewnia jej posiadaczowi darmowy wstęp do 22 muzeów i atrakcji (w tym np. muzeum Van Gogha i Rijksmuseum), darmowy transport miejski i rejs kanałami, liczne zniżki w restauracjach i atrakcjach, bezpłatne napoje i przekąski. Koszt; karta 1-dniowa - 26 euro, 2-dniowa - 36, 3-dniowa - 46. Można ją kupić w biurch informacji turstycznej, na lotnisku i w wielu hotelach.

Hotele:
w schronisku młodzieżowym za łóżko zapłacimy ok. 16 euro (namiary: http://www.shelter.nl ). Za pokój dwuosobowy w hotelu *** musimy liczyć min. 80 euro, a w Marriott`cie lub hotelu Holiday Inn - ok 260 dol.

Canal Bike: rower wodny na godzinę to 7 euro/os. (przy więcej niż dwóch osobach 6 euro); Informacje: http://www.canal.nl

Yellow Bike:
standardowa, 3-godzinna wycieczka po mieście kosztuje 17 euro; grupy wyrudzają codziennie o 9.30 i o 13 (w soboty o 14); Informacje: http://www.yellowbike.nl

Internet: informacje o Amsterdamie można znaleźć na http://www.amsterdamtourist.nl , http://www.visitamsterdam.nl

Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!