Image
Image
Image
Image

Z miasta do miasta

MURSJA (HISZPANIA)

Mursja to jedna z 17 hiszpańskich prowincji, stosunkowo rzadko odwiedzana przez turystów. Goście zagraniczni jeśli nie zostają na nadmorskich plażach Katalonii, jadą zwykle do Andaluzji, Mursję oglądając po drodze jedynie z okien samochodu.


murcia-kartagena.jpgOd razu wyjaśnię: Mursja dostęp do morza posiada - 250 km wybrzeża nazwanego Costa Calida. W dosłownym tłumaczniu znaczy to "Wybrzeże Ciepłe", co absolunie nie jest sloganem reklamowym bez pokrycia - w ciągu roku statystycznie jest tu 315 słonecznych dni.  Jednak to nie plaże są dumą Mursji lecz... miasta. Najgłośniej o nich na Wielkanoc, bowiem każde z nich kultywuje związane z tym świętem tradycje. Z drugiej strony, jeśli chcemy je dokładnie zwiedzić, łatwiej będzie nam to uczynić poza fiestami.

Na mnie największe wrażenia robi Caravaca de la Cruz i uduchowiony nastrój panujący w miasteczku. Nic dziwnego - pięć lat temu Caravaca została włączona przez Watykan do listy miast "świętych" (oprócz Caravaki tytuł ten mają: Rzym, Jerozolima, Santiago de murcia-pielgrzymi.jpgCompostella i Santo Toribio de Liebana). Powodem są relikwie krzyża świętego przechowywane we wzniesionym na wzgórzu sanktuarium. Do tej pory się opowiada, jak to w 232 roku, w czasach arabskiego panowania, zapytano więźniów jakie mają profesje. Ujawnił się wówczas ksiądz, któremu pozwolono odprawić mszę. Kiedy duchowny stwierdził, że nie może tego uczynić, bowiem nie ma krzyża, dwóch aniołów mu krzyż przyniosło. Tyle legenda. Prawda jest bardziej prozaiczna, bo nie żadni aniołowie, tylko wracający z wyprawy krzyżowej Templariusze przywieźli drzazgi z Jezusowego krzyża. Mający kształt dwuramiennego krzyża drogocenny relikwiarz, w którym je umieszczono, stał się symbolem Caravaki. Teraz wszędzie można kupić jego miniaturową kopię, a także opatrzone jego wizerunkami "święte" wino czy lokalne słodycze zwane yemas (kulki z kandyzowanego żółtka jajka, obtoczone w karmelu lub czekoladzie).

Bywają lata, że do Caravaki przybywa szczególnie wielu pielgrzymów. To wtedy kiedy trwa tzw. Święty Rok, będący okazją uzyskania odpustu za grzechy. Codziennie, w samo południe, wąskimi uliczkami miasta pielgrzymi idą do górującej nad miastem twierdzy z sanktuarium Vera Cruz, gdzie podczas mszy mogą zobaczyć relikwie. Przy okazji warto poświęcić trochę czasu na przykościelne muzeum, w ramach którego zagląda się też do interesujących cystern na wodę. Już wkrótce można będzie też wejść na taras na dachu katedry (w momencie pisania tego tekstu wciąż trwają prace przygotowawcze). Widok jest fantastyczny, choć i to co widzimy z murów otaczających twierdzę też robi wrażenie.

Malowane jedwabiem


murcia-caravaca.jpgW Hiszpanii kochają fiesty. W Mursji - również... Najważniejsza fiesta w Caravace to przypadające na początek maja święto Caballos del Vino. Jest to nawiązanie do opowieści, jak to w XIII wieku podczas oblężenia twierdzy przez Arabów, gruchnęła wieść, iż zgromadzona w miejskiej cysternie woda jest zatruta. Na deszczówkę w tych rejonach raczej trudno liczyć, w związku z czym czterech Templariuszy postanowiło zjechać ze wzgórza i poszukać dobrej wody. Nie mogąc znaleźć życiodajnej cieczy napełnili bukłaki winem, do środka włożyli krzyż i z cennym transportem załadowanym na konia wrócili do twierdzy. Przy okazji, po napojeniu chorego, okazało się, że wino nabrało właściwości uzdrawiających.

Szczegóły święta objaśnia lokalne Muzeum Fiesty. Głównym wydarzeniem są wyścigi pięknie udekorowanych koni, przy bokach których pędzi po czterech mężczyzn. W sumie są trzy konkursy: 1 maja konie występują bez ozdób - nagradza się urodę wierzchowca,  2 maja trwa rywalizacja, kto pierwszy pokona wyznaczoną trasę (biegnie się pod górę!), zaś 3 maja liczą się ozdoby konia. Nagrodą jest satysfakcja i sława. Najpiękniejsze stroje i ozdoby eksponowane są w muzeum. Trzeba przyznać, że zwłaszcza narzuty na konia to istne dzieła sztuki. Są one haftowane jedwabną nitką (zajmują się tym dwie kobiety przez pół roku), przy czym jest to haft tak precyzyjny, że wygląda jak malowany. -Na tej tkaninie mamy 25 odcieni zieleni - pokazuje przewodniczka. Motywy są jak najbardziej współczesne - scenki z życia mieszkańców, twarze żyjących aktualnie ludzi.

murcia-haft.jpgPiękne są też stroje. Uczestnicy fiesty podzieleni na dwa bractwa: chrześcijan i Maurów (religia nie ma nic do rzeczy - rzekomymi Maurami są na ogół katolicy), przebierają się w odpowiednie kostiumy. Co dwa lata odbywają się wybory par królewskich, których strój musi być szczególnie wystawny. Koszt szat wynosi kilka tysięcy euro, a zakup odbywa się z prywatnej kiesy. Ale zostanie królem lub królową to dla wielu osób marzenie życia.

Wychodzę z muzeum niemal z oczopląsem - tyle tam kolorów, bogactwa. By ochłonąć siadam w kafejce na rynku. Zamawiam kawę, moją ulubioną "Belmonte". Upamiętnia ona słynnego, nie żyjącego już torreadora, który przyjechał kiedyś do Mursji i zamówił nieznaną tutaj nikomu kawę. Opisał jej składniki i tak już zostało - nowy przepis nazwano jego imieniem, a serwuje się go praktycznie wszędzie. To kawa z mlekiem i koniakiem, bardzo słodka. Gdzieniegdzie, np. w Kartagenie, pije się jej odmianę zwaną Asiatico - w tym przypadku jest to kawa z koniakiem, cynamonem i kilkoma nie zmielonymi ziarnami kawy.

W mieście Białych i Niebieskich


murcia-morze.jpgKolejny dzień przeznaczamy na wizytę w Lorce. Jadąc autostradą przyglądam się uprawom - żyzne ziemie Mursji sprawiają, że to w dużej mierze rolnicza kraina. Są tu gaje drzew oliwkowych i figowych, ogrody pomarańczowe, plantacje karczochów. W pewnym momencie na horyzoncie pojawiają się góry. To właśnie tu znajduje się Sierra Espuńa, najwyższa góra Musji (1585 m). Wędrując po wyznaczonych w jej okolicach szlakach, można spotkać... studnie śnieżne. Głębokie na kilkanaście metrów, w dawnych czasach służyły do  przechowywania zbieranego zimą śniegu, służącego potem jako substytut lodówki do produktów spożywczych.

Ale o to i Lorca! Już z daleka widać ruiny dawnej twierdzy wzniesionej na szczycie dominującego nad miastem wzgórza. W ramach programu turystycznego zwanego Wehikułem Czasu - zwiedzanie zaczynamy od Visitor Center, gdzie poznajemy liczącą 5 tys. lat historię tej okolicy. Świetnie się przy tym bawimy - przebieramy w rzymskie togi, naciskamy guziki interaktywnych gier. Potem wsiadamy do ciągniętego przez traktor pociągu i jedziemy do twierdzy La Fortaleza del Sol. Właściwie to ruiny, ale ożywione postaciami z epoki, w które wcielają się aktorzy. Jest więc opowiadający o swej pracy kamieniarz, wesoły kuglarz, ale najwięcej radości daje nam para obskurnych (świetnie ucharakteryzowanych) "żebraków" domagających się datków. Polską dwuzłotówkę sprawdzają zębami. -Eee, to wcale nie złoto... - stwierdzają z niesmakiem oddając monetę.

murcia-gl.jpgPopołudnie spędzamy spacerując po centrum Lorki. Główny plac to Plaza de Espańa, gdzie stoi ratusz z ładną, barakową fasadą, pałac sądu i wielka kolegiata pw. Św. Patryka. Ale jest też kran, na który z grona turystów mało kto zwraca uwagę. Wodę do tego kranu doprowadzono przed wiekami z pobliskiego Źródła Zakochanych. To dla upamiętnienia pary nieszczęśliwych kochanków, których rodzice nie zgodzili się na ślub. Mieli pecha: ona była katoliczką, on muzułmaninem. Zrozpaczeni młodzi wdrapali się na najwyższą w okolicy górę, rzucili w przepaść, a tam gdzie upadły ich ciała, wytrysnęło źródełko. Jeśli chcemy by nasza miłość trwała wiecznie, koniecznie powinniśmy napić się tej wody.

Najciekawsze historie Lorki wiążą się jednak z Białymi i Niebieskimi, czyli bractwami, które choć istnieją przez cały rok, uaktywniają się zwłaszcza podczas Wielkanocy. Każde z bractw organizuje procesję prześcigając się przy tym w wymyślnych kostiumach. Przynależność do bractw jest bardzo istotna. Normalne jest, że jeśli małżonkowie nie mają pod tym względem wspólnych poglądów, podczas Wielkiego Tygodnia przechodzą w stan separacji, zaś wśród znajomych jest to powód do chwilowego nieprzyznawania się do siebie. Bractwa mają swoje własne hymny, symbole, miejsca spotkań. Np. wspomniana kolegiata św. Patyka zarezerwowana jest dla Białych, natomiast kościół św. Franciszka dla Niebieskich (z tego powodu nie ma tam żadnych białych kwiatów!).

Dzień w stolicy


murcia-kruzganki.jpgNajwiększe miasto regionu, a zarazem stolica, to prawie 400-tysięczna Mursja (Murcia). Dawniej słynęła ona m.in. z tkactwa jedwabi, a pozostałością tych tradycji są liczne drzewa morwowe (potrzebne do hodowli jedwabników). Regułą było, że jeśli rodziła się dziewczynka to ojciec sadził morwę.

Jak przystało na miasto uniwersyteckie, sporo tu młodzieży. Warto zresztą wejść do budynku wydziału prawa i zobaczyć urokliwe krużganki (no, studentki też). Najbardziej turystyczne miejsce to jednak pochodząca z XIV wieku katedra. W jej wnętrzu zobaczymy m.in. sarkofag hiszpańskiego króla Alfonsa Mądrego. Jego ciało spoczywa w Sewilli, ale ponieważ władca bardzo lubił Mursję - serce zostawiono właśnie tutaj. Warto przyjść w okolice katedry wieczorem - jej fasada jest wówczas ładnie podświetlona, natomiast na placyku przy absydzie może uda nam się trafić na nastrojowe koncerty.

murcia-arabeski.jpgSą też w mieście niespodzianki arabskie. I tak rodzaj lokalnych ciasteczek nazywa się "chlebem Allaha", natomiast miłośnikom arabskich wpływów na architekturę polecam wizytę w budynku o nazwie Casino. Nie jest to absolutnie jaskinia hazardu, jeśli nie liczyć jednej sali z bilardem hiszpańskim, w ramach którego gra się trzema kulami, a w stole nie ma dziur. Casino to raczej rodzaj elitarnego klubu, w którego wnętrzach oprócz zdobień o typowo islamskim charakterze, znajdziemy też skrzącą się złotem salę balową i interesującą toaletkę dla pań (Uwaga! W suficie panowie wymyślili rozsuwany księżyc, przez który mogli kobiety podglądać). Wśród muzeów najważniejsze jest Museo Salzillo, jak sama nazwa wskazuje związane z twórczością pochodzącego z Mursji słynnego XVIII wiecznego rzeźbiarza - Francisco Salzillo. Spośród 1800 jego prac wyeksponowano przede wszystkim terakotowe figurki z bożonarodzeniowej szopki oraz wielkie pasos, czyli grupy rzeźb noszone podczas procesji wielkanocnej.

A gdy już będziemy mieli dość zwiedzania, usiądźmy na którymś z licznych placów przy ustawionych pod gołym niebem stolikach i zamówmy sobie tapas, czyli typowo hiszpańskie przekąski. Polecam zwłaszcza... małżeństwo ("matrimonio"). Tak nazywa się podwójne, ułożone jedno na drugim anchois; jedna z tych ostrych, słonych sardeli podawana jest z vinegar, druga - z oliwką.

Wiatr od morza


murcia-latarnia.jpgJeśli zatęsknimy za morską bryzą, wybierzmy się do Kartageny (nie mylić z Kartaginą w Tunezji). Miasto założyli w III wieku p.n.e. Karatagińczycy, czyli przybysze z dzisiejszej Tunezji. Doskonałą strategicznie lokalizację (wrzynającą się w głąb lądu zatokę) doceniano już od wieków - do tej pory jest to ważny port nie tylko handlowy, ale i wojenny. Przewodniczka pokazuje wielkie skały: - Wyglądają niewinnie, ale w ich wnętrzach, w tajnych dokach, jeszcze do niedawna stacjonowały okręty podwodne.

Najładniejsza panorama roztacza się z twierdzy Castillo de la Concepcion. Muzeum w dawnym forcie wyjaśnia zawiłości tutejszej historii - panowanie Fenicjan, Rzymian, Bizantyjczyków, Arabów... Rzut oka na Kartagenę, port, nowe i stare dzielnice (wielki obiekt kojarzący się z koloseum to arena do corridy), na odkryty stosunkowo niedawno teatr rzymski z I wieku p.n.e. i ruiny romańskiej katedry (notabene w Kartagenie swego czasu gościł święty Jakub), potem miły spacer przez park (tu i ówdzie spotykamy pawie), po drodze jeszcze zdjęcie przy starej latarni morskiej (dawnymi czasy sygnały dawano przy pomocy ognia, a w dzień - dymu) i jesteśmy w centrum. Sercem miasta jest prowadzący do ratusza deptak wzdłuż Calle Mayor, ale i w innych częściach Kartageny jest co murcia-lodz podwodna.jpgoglądać. Prawdziwa mieszanka - eleganckie, modernistyczne budynki, fragmenty autentycznej rzymskiej drogi z I wieku p.n.e., pozostałości murów punickich, a w porcie - najprawdziwszy prototyp łodzi podwodnej i dużo pięknych jachtów. Portową atmosferę widać też w mieście - widok marynarzy jest tu na porządku dziennym.

Szczególnie warto przyjechać do Kartageny w połowie września, kiedy to odbywa się fiesta "Karageńczycy i Rzymianie". W wielkich widowiskach plenerowych udział bierze ponad 5,5 tys. ludzi, wcielających się albo w jedną, albo drugą "nację". Inna sprawa, że w Mursji ciągle się coś dzieje.

 

Więcej o Mursji:

 

Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!