Image
Image
Image
Image

Polowanie na lwy - salonowe


Są stałymi bywalcami konferencji, bankietów, nie mówiąc o różnych galach i festiwalach. Magnesem są dla nich gadżety i dobre jedzenie. Mowa o „oblatywaczach konferencji”, zwanych też „leśnymi dziadkami”. W Warszawie to stała ekipa – w większości panowie, w tym jeden bardzo charakterystyczny, bo z brzuchem niczym balon i twarzą po napiciu czerwoną niczym barszcz. Są mistrzami w zwijaniu toreb z reklamowymi prezentami (materiały prasowe i tak zaraz wyrzucają), a na bankiecie -  pierwsi przy stołach i barze. Jak się dowiadują o imprezach – nie wnikam. Ale kiedy przychodzą podając się za dziennikarzy – szlag mnie trafia. Jeden z nich unika mnie już jak ognia – po tym jak na imprezie Orbisu poniosło mnie na widok owego „dziennikarza” ładującego do torby wystawione na deser pomarańcze.

Ostatnio na jednej z imprez, na której organizatorzy byli przerażeni liczbą gości znacznie przekraczającą pojemność lokalu i dużo większą niż ilość wysłanych zaproszeń, podeszłam do jednego z „ulubieńców”. –Witam, my to się chyba jeszcze nie znamy. Jaką to gazetę pan reprezentuje? - zapytałam grzecznie. –Nooo… - zapanowała długa pauza, po czym ku swojemu zdumieniu usłyszałam: –Ja to z Gazety Wyborczej. Z Turystyki – dodał jeszcze. -Ma facet pecha – pomyślałam, bo przecież z Wyborczą jestem związana od lat, i z uśmiechem nr 5 napastowałam dalej: –O, to dziwne, że jeszcze spotkałam kolegi w redakcji... W tym momencie „wybitny reporter” przypomniał sobie, że musi wykonać pilny telefon. A że we mnie żądza pastwienia nad bliźnimi-kombinatorami rozbudziła się już na całego, nie omieszkałam poczekać aż moja ofiara wróci i powiedzieć mu co myślę o podszywaniu się pod tytuły, z którymi nie ma nic wspólnego. Niestety, takich osób jest sporo. Niektóre bezczelne na tyle, że powołując się na różne pisma czy wręcz nazwiska, załatwiają sobie całkiem atrakcyjne wyjazdy. Przekonałam się o tym, kiedy zadzwoniono do mnie z jednego z ośrodków promocyjnych, z żalem oznajmiając, że szkoda że gdzieś tam nie mogłam jechać. Tyle, że ja - nawet nie wiedziałam o czym mowa! Okazało się, że ktoś tam zgłosił mnie na listę, po czym tłumacząc, że jestem chora wpasował się na moje miejsce.

Nie żałuję nikomu wycieczek, tym bardziej że ja, choćby jako pilot mam ich aż nadto, ale na punkcie uczciwości jestem uczulona. Tym bardziej, jeśli chodzi o osoby, które lepiej by nie były kojarzone ze środowiskiem dziennikarskim. A co do „tępienia” owych kombinatorów – zachęcam, by nie zostawać wobec nich obojętnym. Zwłaszcza  organizatorom imprez i konferencji sugeruję aby w trosce o własne imię, a i fundusze również, mimo wszystko czasem poprosili o zaproszenie czy wizytówkę osoby której nie są pewni i ewentualnie zdobyli się na zdecydowaną reakcję.

Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!