Image
Image
Image
Image

Uwaga, na kelnerów, trolle i motyle, czyli o czym informują drogowe znaki

Więcej znaków, niż te opisane w poniższym tekście, znajdziemy w galerii - tutaj .



znak-slonie.jpgOdkąd pamiętam, jestem fanką znaków drogowych. No, może nie wszystkich – takie w stylu zakaz wjazdu w ulicę, w którą w nieznajomym mieście kieruje mnie GPS albo ograniczenie prędkości do 40 km/h na pustej dwupasmowej drodze, akurat nieszczególnie lubię. Mam na myśli znaki „egzotyczne”, albo w jakiś sposób „oryginalne”, bo niekoniecznie tylko dalekich krajów dotyczące.

Moje ulubione znaki, to te ze zwierzakami. O tym, że w Skandynawii można spotkać ostrzeżenia przed łosiami i reniferami, w krajach arabskich - przed szwendającymi się wielbłądami, a w Australii – przed wpadającymi na szosę kangurami czy wombatami (jeszcze inne torbacze), wiedzą chyba wszyscy. Jednak gama uwiecznionych na znakach zwierząt jest rzecz jasna dużo, dużo większa. Widziałam ostrzeżenia przed lamami, wikuniami i… przelatującymi kondorami (w Peru), przed bynajmniej nie przebiegającymi żółwiami (nie tylko na Galapagos, ale także w tureckiej Kapadocji), przed dzikami (Chorwacja), świstakami (w Austrii), małpami (na Zanzibarze), pingwinami (Nowa Zelandia), owcami (Wyspy Alandzkie), kaczkami (wiele miejsc), lwami i słoniami (Namibia, RPA), jak również opisywanymi jako „painted dogs” likaonami (Zimbabwe) czy żabami (okolice… Kudowy Kłodzkiej).

znaki-miny.jpgPierwsza reakcja, gdy widzę taki znak? Uśmiech i szukanie aparatu fotograficznego. W celu sfotografowania nie tyle danego zwierzaka, bo ten wbrew ostrzeżeniom wcale się tak na drogę, a tym bardziej przed obiektyw nie pcha, ale znaku. Często zresztą bohatera znaku lepiej nie spotykać. Jeśli w Australii widzimy znak „Uwaga, krokodyle” albo „Uwaga, rekiny” (to już rzecz jasna nie przy drodze, tylko przy plaży), na Przylądku Dobrej Nadziei w RPA straszą nas „Uwaga, kobry”, zaś na Spitsbergenie „Uwaga, białe niedźwiedzie” (to chyba jedyny w świecie znak drogowy z czarnym tłem, bo na białym misiek byłby niewidoczny), lepiej rzeczywiście wziąć to sobie do serca.

A właśnie, co do bezpieczeństwa… Są też znaki typowo lokalne, które dobrze jest znać, zauważać i doceniać, bo mogą uratować zdrowie czy życie. Tak jak stosowane w Peru „S” na zielonym tle („S” jako skrót od seguro, czyli bezpieczny), oznaczające specjalnie wzmocnione części budynków, które podczas występujących tam często trzęsień ziemi nie powinny się zawalić, albo w krajach islamu (m.in. w Turcji) – czerwony półksiężyc będący odpowiednikiem naszego Czerwonego Krzyża (oznaczenie punktu medycznego) czy też znaki „Uwaga, miny”, które widywałam na Falklandach.

znaki-kelner.jpgZe znaków które mnie jeśli nie rozbawiły, to na pewno zdziwiły pamiętam spotkany w Norwegii znak „Uwaga, trolle”. Do serii tej należą też „Uwaga duchy” (przy zamku w Niedzicy), „Przelatujące motyle” (Gwatemala, gdzie roiło się tam od olbrzymich motyli) czy „Przebiegający kelnerzy” (w Austrii, w miejscu gdzie restauracyjne stoliki oddzielał od części kuchennej ruchliwy deptak). Z kolei w Korei Północnej popularne są znaki z czerwoną flagą, wskazujące tzw. „punkty rewolucyjne”, co de facto sprowadza się do miejsc w których miał okazję przebywać towarzysz Kim Ir Sen, ewentualnie jego syn – Kim Dzong Il.

Kolejna grupa to zakazy. Na Malcie, przed wejściem do katedry widnieje wyraźny znak zakazujący wchodzenia w butach na wysokim obcasie, co ma chronić zabytkową podłogę. Z kolei w Katschbergu, austriackim ośrodku narciarskim popularnym zwłaszcza wśród rodzin z dziećmi, jest znak „Nie jeść śniegu!”, podczas gdy przed jedną z knajpek w Tbilisi, stolicy Gruzji, wywieszono rysunkowy zakaz wchodzenia w krawatach. Z innych zakazów - w stolicy znak-bron.jpgSpitsbergenu, przed wejściem do supermarketu mamy jak najbardziej poważny znak wnoszenia broni – zarówno strzelb jak i rewolwerów (uzasadnione, bo broń tam ma każdy, kto wypuszcza się poza centrum miasteczka, a tym samym naraża na spotkanie z groźnymi niedźwiedziami). Swoją drogą podobny zakaz wnoszenia broni widziałam też w wielu miejscach „publicznych” (np. w parkach) w Salwadorze, niezbyt stabilnym politycznie kraju Ameryki Łacińskiej, gdzie broń wiąże się z przestępczością.

O porządek publiczny innego typu dba się w Chorwacji – w Splicie, w okolicy popularnego tam klubu nocnego, widnieją znaki (sugestywnie skierowane zarówno do pań, jak i panów), aby nie sikać (chodzi zapewne o bramy i ustronne zaułki).

znak-chinszczyzna.jpgZe znaków można dowiedzieć się też, jakie środki lokomocji są w użyciu w danym miejscu. W Laponii czy na północy Alaski na porządku dziennym są znaki ze skuterami śnieżnymi, na Grenlandii dochodzą przypomnienia, że możemy natknąć się na psi zaprzęg. W Omanie widziałam z kolei zakaz wjazdu na autostradę na… wielbłądach.

Rzecz jasna, jeśli widzimy rysunek, łatwo można domyśleć się, o co chodzi. Gorzej jeśli na znaku są wyłącznie napisy i to literami z nieznanych nam alfabetów. Arabskie, tajskie czy gruzińskie „robaczki”, chińskie czy japońskie „krzaczki”... Wtedy żeby nie wiem co, możemy nie dojść, „co autor miał na myśli?”.

Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!