Image
Image
Image
Image

Przedsionek Himalajów

Przedsionek Himalajów

KASZMIR (INDIE)

Kiedy przyjeżdżam do Kaszmiru czuję się, niczym w Tatrach. Góry - wyższe, ale w sumie podobne, roślinność też raczej znajoma, nawet pogoda - taka jak w Polsce (co za ulga po dusznym, monsunowym Delhi). Tylko ludzie wyglądem inni...


Nie powiem, długo się waham, czy jechać do Kaszmiru. W przewodnikach o Indiach region ten stanowi niemal białą plamę. Lakoniczne informacje przypominają słynne porwanie piątki turystów, po których od 1995 roku ślad zaginął (odnaleziono jedynie ciało Norwega). Poznani w Delhi Kaszmirczycy jednak przekonują: -Zapomnij o tym - to już dawno. Od tej pory żadnemu turyście się nic nie stało! Ze względu na konflikt z Pakistanem lepiej nie kręcić się przy granicy z Pakistanem, ale to daleko w górach więc i tak w pojedynkę tam nie dotrzesz. W miejscach gdzie będziesz, jest spokojnie. Zobaczysz, jak tam pięknie... - obiecują.

Uwierzyłam. Co ważniejsze - nie zawiodłam się!

kaszmir - autobus.jpgŻycie na wodzie


Już w autobusie okazuje się, że turyści do Kaszmiru jeżdżą - oprócz mnie (podróżuję w pojedynkę) jest także dwójka Francuzów i Holender. Nie jest to turystyka masowa, ale to i lepiej - dzięki temu ceny są niskie, a miejscowi ludzie - nie tak zmaterializowani jak w innych regionach Indii.

Po ponad dobie podróży autobusem, który trudno uznać za luksusowy, wysiadam wreszcie w Srinagarze - stolicy Kaszmiru. Centrum nie wyróżnia się niczym szczególnym - tak jak i w innych miastach Indii panuje ruch, hałas, no i co chwila ktoś mnie zaczepia - a to żebrak, a kaszmir - chlopiec.jpgto rikszarz lub jakiś handlarz. Ale Srinagar ma jeszcze drugie oblicze - chodzi o część położoną na wodzie. W różnych zakątkach  świata widziałam domy na palach lub na łodziach, ale to co oglądam tutaj naprawdę zapiera dech. Setki zacumowanych na stałe łodzi, na których się mieszka (na nich też zwykle kwaterują się turyści), a do których można dopłynąć wiosłówką zwaną shikharą. Sztukę manewrowania jednym, przypominającym serce wiosłem, opanować musi tu każdy, shikhary są bowiem podstawowym środkiem transportu.  Płynie się nimi po zakupy (bo nawet sklepy są na łodziach lub w domach na wbitych w jezioro palach) i na plotki do koleżanki, łodzią dociera lekarz i listonosz, nawet poranny bazar odbywa się na łodziach.

Najładniej mieszkalne łodzie reprezentują się od strony tzw. bulwaru. Stoją w rzędzie, a każda ma swoją nazwę. Wielu Kaszmirczyków nie kryje swej antypatii do Ameryki, ale w nazwach widać mnóstwo wpływów zza Oceanu. "Hollywood", "Miss America" , "Las Vegas"...

kaszmir -lodz na jeziorze.jpg Dlaczego w Srinagarze mieszka się na wodzie? Zwyczaj ten sięga czasów, kiedy Kaszmir był samodzielnym księstwem na czele którego stał maharadża. Indie były wtedy kolonią brytyjską, a dla spragnionych chłodu Brytyjczyków otoczone górami jeziora stanowiły miejsce wprost wymarzone. Kiedy maharadża wydał dekret zakazujący przybyszom z Europy posiadania własnej ziemi, ci się tym specjalnie nie przejęli i... postanowili mieszkać na wodzie. Z czasem tą osobliwą formę domu przyjęli także rodowici Kaszmirczycy. Swoją drogą to całkiem komfortowe mieszkania - z wodą, elektrycznością, przestronnymi pokojami. -Ale teraz znowu ludzie wracają na ląd. No bo taniej... - mówią miejscowi.

Miasto ogrodów

- Nie wierzymy, by sytuacja polityczna Kaszmiru w najbliższym czasie się wyjaśniła. Jesteśmy jak piłka futbolowa w grze między Indiami, Pakistanem i wielkimi mocarstwami. Mamy jednak żal do indyjskich władz, że nie robią nic by promować ten region, a wręcz zniechęcają by do nas przyjeżdżać. Turystyka to dla nas szansa... - mówią Kaszmirczycy.

kaszmir - poranny targ na wodzie.jpg Kiedy siedząc w kafejce internetowej wspominam że szukam taniego noclegu, podrywa się młody chłopak i pół godziny później na łodzi "New Heidi" jem już kolację z jego rodziną. Jako gościa wyróżniają mnie sztućce - reszta domowników ich nie używa. Bardzo mi smakuje jasna kaszmirska herbata - z dodatkiem cynamonu.

W międzyczasie zaprzyjaźniam się z Noorem, który jest właścicielem jednej z ok. 1500 zarejestrowanych w mieści shikhar. O 6 rano Noor zabiera mnie na targ. Nad wodą unosi się śpiew muezzina - mieszkańcy Kaszmiru to w większości muzułmanie. Targ to po prostu skupisko dziesiątek łodzi, wyładowanych warzywami i kwiatami. Trudno powiedzieć czy panowie (kobiet nie widzę) przypływają tu dla ubicia interesu czy ze względów towarzyskich.

Przed godziną siódmą targ się kończy, a my wypływamy na jezioro Dal - najsławniejsze z tutejszych jezior (najładniej tu ponoć o zachodzie słońca). Wypatrując zimorodków mijamy istne pływające ogrody lotosów. Noor zrywa jeden z kaszmir - lotos.jpgprzekwitłych kwiatów i częstuje mnie przypominającymi orzeszki nasionami. Po drugiej stronie jeziora zwiedzamy meczet Hazrathal - przechowuje się w nim  relikwię, którą jest włos proroka Mahometa. Następny przystanek to ogrody - tym razem jak najbardziej prawdziwe. Są pozostałością po cesarzach z mongolskiej dynastii Mughal, którzy wracając z "Indii właściwych" bardzo chętnie się w Kaszmirze zatrzymywali. Utworzone na ich polecenie parki do dzisiaj stanowią wizytówkę Srinagaru. Największy z nich to Nishat Bagh, natomiast ciekawszy moim zdaniem jest Shalimar Bagh. Równo przystrzyżone trawniki, kolorowe kwiaty, spływające kaskadami kanały, stylowe pawilony z górami w tle to w weekendy ulubione miejsce rodzinnych pikników.

Wracamy na jezioro. Chyba w międzyczasie roznosi się wieść o białej (w interpretacji miejscowych: bogatej) turystce, bo dopadają nas łodzie handlarzy. -Może pierścionek ze szlachetnym kamieniem! Nie chcę. -Może szafran! - dobiega głos z drugiej łodzi. Z szafranu Kaszmir słynie - jego uprawy w okolicach miejscowości Pampore to jedno z dwóch miejsc w Indiach gdzie ta cenna roślina przyprawowa występuje. Produktów "eksportowych" ma Kaszmir więcej - czerwona papryczka chili, wykonywane z drzewa miejscowych wierzb kije do krykieta (wiele renomowanych drużyn z nich korzysta), meble i wyroby z drzewa orzecha włoskiego (wykorzystuje się zarówno typowe drewno, jak i korzenie), ale najsłynniejsze są bez wątpienia dywany, szale kaszmirowe (najlepsze - z wełny jagniąt, potrafią kosztować setki dolarów) i pięknie malowane pamiątki z masy papierowej (tzw. paper mache).

Słona herbata

Najczęściej odwiedzany przez turystów jest w Kaszmirze Gulmark. Nazwa tego położonego na wysokości 2730 m n.p.m. miejsca oznacza "kwiatowa łąka". Tutejsze pole golfowe (nie byle jakie - 18-dołkowe) zaliczane jest do najwyżej położonych w świecie. "Turyści" to zwykle wycieczki szkolne i Hindusi z południowych prowincji, którzy na ogół nigdy nie widzieli gór i śniegu. Swoją drogą zimowy Gulmark to najlepszy w Indiach teren narciarski.

kaszmir - dziewczyny.jpg Wraz z moimi nowopoznanymi kaszmirskimi koleżankami, wjeżdżamy kolejką gondolową na wysokogórskie hale. Podziwiamy widoki, wsłuchujemy się w dzwonki krów. -Jak w Alpach - stwierdzam, co wywołuje dyskusję na temat plenerów do produkcji hinduskich filmów. Kiedyś kręcono je w Kaszmirze, ale odkąd pod koniec lat 80. skomplikowała się sytuacja w tym rejonie, Bollywood (słynna indyjska wytwórnia filmowa rodem z Bombaju) zaczęło wysyłać ekipy filmowe do... Szwajcarii.

Jednak moje ulubione miejsce w Kaszmirze to okolice wioski Sonamarg. Ze Srinagaru to dystans około 85 km i to asfaltową drogą, co nie zmienia faktu, że kursowy autobus pokonuje ten dystans aż w 6 godzin. W autobusie ścisk piekielny (część pasażerów i tak jedzie na dachu), ale miejscowi dbają o mnie jak mogą. Jedni mnie zagadują, nie przejmując się wcale moją nieznajomością ani urdu ani dialektu kaszmirskiego, inni - częstują bananami, ktoś chce mi dać swój adres, ale nie umie go zapisać (ponad 80 proc. mieszkańców Kaszmiru to analfabeci).

kaszmir -rodzina z gor.jpg W Sonamarg od razu mi się podoba: tu dopiero są góry! Na dalsze trekkingi trzeba wprawdzie wynająć przewodnika, nie ma jednak problemu by zrobić sobie kilka krótkich wycieczek, na przykład do odległego o 8 km lodowca. Przechodzę kolejno przez rozległe łąki, na których pasą się słynne kaszmirskie konie, potem jeszcze kawałek sosnowym lasem, przeprawy przez kilka strumieni, a wyżej są już tylko skały i wąska ścieżka - bardziej dla kóz niż dla turystów. Niestety, w drodze powrotnej łapie mnie potężna burza. Zbliża się wieczór, ale nie mam ochoty schodzić przy walących piorunach - korzystam z gościny miejscowych pasterzy. Wokół rozpalonego w namiocie ogniska zebrała się cała rodzina - palący fajkę z marihuaną Mohammed, jego żona i liczna dzieciarnia. Zostaję poczęstowana podpłomykami i różowej barwy herbatą z mlekiem (to tzw. nunchai - jeden z kaszmirskich specjałów). Jej wypicie jest dla mnie dużym wyzwaniem - herbata jest słona, no ale odmówić nie wypada.

Nie jest źle


kaszmir-dziadek.jpg Kaszmir warty jest tego, by pobyć w nim minimum kilka dni. Dla podróżujących dalej - do Ladakhu (alternatywa dla oklepanej trasy przez Mandi) - to dobry pomysł na przerywnik w podróży. Oprócz gór i miasta na jeziorze jest tu też trochę zabytków. Ciekawie wyglądają np. położone tuż przy gł. szosie do Srinagaru ruiny Awantipury -  1100- letniej  świątyni hinduistycznej wystawionej ku czci Vishnu. Warto odwiedzić też lokalne miejsca pielgrzymkowe - zwłaszcza wybudowaną nad Srinagarem, na najwyższym wzgórzu, świątynię Shankaracharya.

A jak właściwie z bezpieczeństwem? Nie ma co kryć - nikt nikomu nigdzie (nie tylko w Kaszmirze) nie zagwarantuje 100 proc. bezpieczeństwa. W każdym razie w 2002 roku moje, jak i innych spotkanych po drodze Europejczyków wrażenia były jak najbardziej pozytywne.

kaszmir - ja z zolnierzami.jpg Faktem jednak jest, że wojska w Kaszmirze jest pełno. Hinduscy żołnierze traktowani są jak okupanci, w przeciwieństwie do policji którą tworzą Kaszmirczycy. Profilaktycznie lepiej nie wdawać się w polityczne dyskusje, a do mundurów i sporadycznej kontroli dokumentów trzeba się po prostu przyzwyczaić. -Napisz, że tu wcale nie jest tak, jak wielu ludzi myśli i że obraz Kaszmiru kreowany w mediach nie odzwierciedla tego, jak tu żyjemy - proszą moi kaszmirscy znajomi. -My naprawdę dbamy, by każdy turysta czuł się u nas dobrze i bezpiecznie - dodają. Szczerze mówiąc sama uważam, że największym (i jedynym) niebezpieczeństwem podczas mojej wyprawy był... dojazd, a zwłaszcza droga powrotna w tzw. sumo (jeepem pełniącym rolę zbiorowej taksówki). Jazda z szaloną prędkością krętą, górską drogą, skrajem przepaści, z wyprzedzaniem na zakrętach (nawet jeśli nie widać, jaka jest za załomem skały sytuacja) i ze slalomem między "świętymi" krowami, przypomina rosyjską ruletkę. Adrenalina większa niż przy pierwszym skoku ze spadochronem! I nie powiem, by podniosła mnie na duchu rada hinduskiego kierowcy: -Trzeba wierzyć w reinkarnację!

Informacje praktyczne (z 2002 r.):


Jak dotrzeć: najtaniej - autobusem. Kurs z Delhi do Srinagar (24 godziny jazdy) kosztował mnie 700 rupii (w jedną stronę). Między wymienionymi miastami jest też połączenie lotnicze za ok. 80 dol. w obie strony.

Waluta: rupie; kurs podczas mojej wizyty w Kaszmirze - 1 dol = ok. 50 rupii.

Wiza: załatwia ją w ciągu 1-2 dni Ambasada Indii w Warszawie.

Noclegi: na łodzi mieszkalnej zapłacimy od 50 do 500 i więcej rupii (zależnie od standardu i naszych umiejętności negocjacyjnych). W tanich hotelikach w miastach płaci się ok. 100 rupii za łóżko. W Sonemarag warto zapłacić nieco więcej - ok. 300 rupii, za to zamieszkać w bardzo przyzwoitym hotelu "Glacier", który jest świetną bazą wypadową w góry, a do tego ma przesympatyczną obsługę.















Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!