Image
Image
Image
Image

Azjatycki Manhattan

Azjatycki Manhattan

HONGKONG
Jest jednym z najruchliwszych portów świata. Oprócz kawałka części kontynentalnej tworzy go ponad 260 wysp, z których najbardziej znana jest ta, która dała nazwę całości terytorium. Chodzi o położony przy ujściu Rzeki Perłowej Hongkong


Już kilkanaście lat minęło od przejęcia Hongkongu przez Chiny (nastąpiło to w roku 1997), ale ślady liczącej prawie 150 lat brytyjskiej dominacji wciąż są bardzo wyraźne. Do tej pory po ulicach jeżdżą piętrowe autobusy - identyczne jak w Londynie, a angielski pozostał językiem urzędowym (chociaż wcale nie wszyscy go znają - bardziej rozpowszechniony jest dialekt katoński języka chińskiego). Do brytyjskich pamiątek należy również lewostronny ruch drogowy, wszędzie widoczne angielskie nazwy, a nawet stolica terytorium to wciąż Victoria - na cześć brytyjskiej królowej. Inna sprawa, że z monet, dolarów hongkongskich, usunięto portret monarchini, zastępując go białą bauhinią czyli narodowym kwiatem Hongkongu.

Tutejsi Chińczycy (98 proc. społeczeństwa) wcale jednak nie tęsknią za Brytyjczykami - bądź co bądź zajęli ich miejsca pracy. Ale do pełnego zjednoczenia z Chinami też nikomu nie spieszno. hk-ze wzgorza.jpgOdrębność Specjalnego Regionu Administracyjnego, jak oficjalnie nazywa się Hongkong, od komunistycznego mocarstwa podkreśla motto: "Jedno państwo - dwa systemy", a także wspomniana już odrębna waluta.


Wąż na talerzu


Najlepszą panoramę terytorium Honkongu mamy ze znajdującego się właśnie na wyspie Hongkong wzgórza Victorii (554 m n.p.m.). Kiedyś chętnych na popatrzenie w siną dal wnoszono w lektyce (przez długi czas góra była zresztą dostępna jedynie dla Europejczyków), teraz najlepiej wjechać na szczyt kolejką zębatą (chociaż można i samochodem).

Z tarasu widokowego w pogodne dni można zobaczyć odległe o 60 km Macao, jednak to, co robi największe wrażenie, to las wieżowców w położonej poniżej stolicy oraz w centrum dzielnicy Kowloon. Patrząc na tę nowoczesną architekturę dociera do mnie, dlaczego mówi się o Hong Kongu "Manhattan Orientu". -Ten budynek ma 415 m wysokości, tamte ponad 300... - pokazuje przewodnik. Nieco z boku wypatruję wyspy Lantau - znajduje się na niej największy na świecie, odlany z brązu siedzący Budda, mający 24 m wysokości i ważący 200 ton.

hk-kuchnia.jpgWracamy do stolicy - akurat jest pora lunchu, ulice wypełnione są tłumem ubranych w garnitury urzędników szukających czegoś do zjedzenia. Specjalność Hongkongu stanowią gotowane na parze w bambusowych koszykach pierożki dim sum, ale jak to w Chinach, można zamówić wszystko "co ma cztery nogi i nie jest stołem, i lata, a nie jest samolotem". Potrawka z psa? - Nie, dziękuję. Szczur może też innym razem. Za to wąż jest naprawdę smaczny. Po kilku dniach pobytu nawet jedzenie pałeczkami nie sprawia problemu!

Ruch na ulicy - niczym w mrowisku. Aby ułatwić mieszkańcom z bogatszych, wybudowanych na wzgórzu domów dotarcie do pracy, zamontowano schody ruchome. I to nie byle jakie - z długością 800 m figurują w Księdze Guinessa jako najdłuższe w świecie! Od godziny 6 rano do 10 jadą w dół, później, aż do północy - w górę.

Szczęśliwe numerki

hk-aberdeen.jpgPostanawiam zobaczyć także drugą, południową część mającej 15 km długości wyspy Hongkong. Tunelem pod górami przejeżdżamy do Aberdeen - miejsca jedynego w swoim rodzaju. Jeden przy drugim stoją wysokie na kilkadziesiąt pięter strzeliste wieżowce, które po wyglądzie sugerują, że ich lokatorzy do najbogatszych nie należą. Gęstość zaludnienia przekracza tu do 50 tys./km kw.! Zastanawiam się, jak to się dzieje, że tak cienkie budynki się nie przewrócą?

Druga część Aberdeen to "miasto na wodzie" i zadziwiające kontrasty. Z jednej strony marina z eleganckimi jachtami milionerów, z drugiej - bałagan i rozgardiasz utworzony przez zamieszkane typowe chińskie dżonki, zagracone barki, a nawet kilkupoziomowy dom na pływakach. Na większości obwieszonych oponami jednostkach suszy się pranie, donice z roślinami tworzą namiastkę ogródków, kobiety przygotowują jedzenie. To rybackie rodziny z grupy etnicznej Tanka słynącej z tego, że bywa, że i przez całe życie nie schodzą na ląd. -Zwykli ludzie mają problemy z chorobą morską, a Tanka źle znoszą stały grunt - wyjaśnia przewodnik.

hk-jumbo.jpgWsiadamy na sampan - coś w stylu kutra krążącego po porcie i oglądamy z bliska łodzie-domy. Podpływamy też do kilkupiętrowego statku-restauracji "Jambo". To dopiero kolos! Knajpa na 3 tys. miejsc, często wynajmowana jest przez rybaków Tanka jako miejsce uroczystości weselnych dla stroniących od lądu pobratymców.

Pół godziny jazdy krętą nadmorską drogą i jesteśmy w Repulse Bay. Naszą uwagę zwraca wielki budynek z ogromną "dziurą" przypominającą okno - zrobiono ją ze względu na feng shui. To dowód szacunku dla boga gór, któremu budowla zasłoniła widok oraz wyjście, aby więc go nie obrazić, zaprojektowano owe "okno". W Hong Kongu wszyscy, nawet poważne firmy, liczą się z ekspertami od feng shui doradzającymi jakie elementy trzeba mieć na uwadze, aby zachować harmonię z naturą i tym samym zapewnić sobie pomyślność. Stojące przed wejściem do jednego z banków dwa rzeźbione lwy to nie żadne ozdobniki - mają one strzec i bank, i jego klientów przed złymi mocami rodzącymi się w wodach pobliskiego portu.

hk- z rybka.jpgMy tymczasem idziemy do znajdującej się tuż przy plaży świątyni Tin Hau - ulubionej przez tutejszych rybaków. Kolorowe figury wyglądają nieco kiczowato, ale za to są bardzo fotogeniczne. Zgodnie z lokalną tradycją głaszczemy po wystającym brzuszku uśmiechniętego Buddę Przyszłości, podziwiamy inne bóstwa, przechodzimy też (i to po kilka razy) Mostek Długowieczności (każde jego pokonanie ma wydłużyć życie o 3 dni!).

Dowodem przywiązania do przesądów i symboli są też spotykane na każdym kroku wizerunki kotów z wyciągniętą łapką, mającą jakoby przyciągać pieniądze (nie dla kota rzecz jasna). Ważne są też cyfry. Najwięcej szczęście przynosi ponoć ósemka - niektórzy nawet specjalnie płacą za to, by mieć ją np. w adresie, w numerze telefonu czy na tablicy rejestracyjnej samochodu (tablice z najlepszymi numerami idą na licytację). Za nieszczęśliwą uważa się natomiast czwórkę - w wielu budynkach pomija się piętro IV, w szpitalach rezygnuje z sali nr 4.

hk-kotek.jpgGrunt to kasa

Wśród turystów Hongkong ma opinię zakupowego raju. Nie ma już jednak takich różnic cenowych jak dawniej, a poza tym z okazjami, przynajmniej jeśli chodzi o elektronikę czy sprzęt fotograficzny, trzeba uważać. Nie chodzi tylko o to, że azjatycka gwarancja w naszym kraju nie będzie uwzględniana. Nieraz zdarzają się sytuacje, kiedy co innego oglądamy, a co innego otrzymujemy, czy też nabywamy podróbkę znanej marki w przekonaniu, że to oryginał. W każdym razie nie łudźmy się - rolex za 10 dolarów nie będzie prawdziwy.

Najlepszym miejscem na zakupy jest Kowloon, czyli kontynentalna część Hongkongu. Z Victorii przeprawiam się tam promem. Tłok na wodzie - niesamowity: statki pasażerskie, holowniki, poduszkowiec, malutkie jednostki nie przejmujące się pływającymi kolosami. Po 10 minutach przeprawy wysiadam przy zegarze porównywanym do brytyjskiego Big Bena. Podchodzę jeszcze do hk-hotel.jpgHotelu "Peninsula" - w jego 80 letniej historii nocowało w nim wiele znanych postaci, m.in. Marlon Brando czy Margaret Thatcher, nie mówiąc o tym, że kręcono w nim odcinki Bonda. Najtańszy pokój to "jedyne" 500 dolarów amerykańskich za noc, choć są i takie za 9 tys.! W cenie noclegu mamy odbiór z lotniska czy dworca kolejowego, którymś ze słynnych, należących do hotelu zielonych rolls-royce`ów.

Główna  ulica Kowloonu to wychodząca od nabrzeża Nathan Road. Pełno przy niej sklepów, choć jej okolica znana jest też z typowo męskich rozrywek. Tutejsze domy publiczne kontroluje triada - chińska mafia słynąca z wyjątkowej brutalności. A przy okazji burdeli - co Chińczycy polecają dla zapewnienia sobie seksualnego wigoru? Na przykład zupę ze zwierzęcych penisów. Suszone można kupić na lokalnych targach…

Ptaszek na szczęście

hk-budda.jpgKolejny dzień rozpoczynam wcześnie - idę popatrzeć jak w miejskim parku Chińczycy ćwiczą tai-chi. To jedna z ulubionych tutaj form gimnastyki, z boku wyglądająca niczym walka z cieniem. Potem wybieram się Ptasi Targ. Miejscowi kochają ptaki do tego stopnia, że bardzo często można zobaczyć jak w ciągu dnia wyprowadzają je na spacer! Wynoszą klatki do parków i zawieszają je na drzewach. Ptaki szanuje się również za to, że jakoby przynoszą szczęście - stąd też wielu Chińczyków zabiera je na wyścigi konne.

Dla odpoczynku od zatłoczonych dzielnic robię sobie wypad na tak zwane Nowe Terytoria. "Nowe" bo wyspa Hongkong została przejęta przez Brytyjczyków już w 1842 roku, a tereny o których mowa - ponad 40 lat później. Tutaj jest już "normalnie" - zwykłe osiedla, sporo zieleni. Moim celem jest świątynia Dziesięciu Tysięcy Buddów. Aby do niej wejść muszę pokonać 431 schodów, a nagrodą za wysiłek są rzędy posążków. -Dziesięć tysięcy to kiedyś było, teraz jest dużo więcej - uściśla spotkany mnich z ogoloną głową.

hk - w nocy.jpgŚwiątyń na terytorium Hongkongu jest mnóstwo - około tysiąca. Większość z nich należy do wyznawców buddyzmu czy taoizmu, ale zwłaszcza w Victorii rzucają się w oczy również "zachodnie" wyznania. Jest więc katedra anglikańska, są kościoły katolickie, synagogi…

Wracam na Kowloon po południu. Patrzę na swojego podrabianego rolexa (no cóż, postanowiłam sprawdzić, jak długo będzie chodził). Jest dokładnie piąta. Za czasów brytyjskiego Hongkongu był to "święty czas" - five o`clock. Postanawiam utrzymać tradycję. Zastanawiam się jaką herbatę zamówić. Wybieram zieloną - w końcu teraz to już Chiny.

Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!